Steve wysadził Jean pod jej domem i nawet wyszedł z nią z samochodu by się pożegnać. Kiedy odwieźli Max, Lucasa i Dustina do domów zostali już całkowicie sami. Hopper pojechał na komisariat i zabrał ze sobą Eleven. Joyce Byers z Jonathanem zabrali Willa do szpitala. A Nancy i Mike wrócili do siebie.
Steve oparł się o maskę samochodu i wykrzywił usta w słabym uśmiechu.
- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem - szepnął i obserwował reakcję Jean na jego słowa. Stała bardzo blisko niego i czuł bardzo silną potrzebę żeby jej dotknąć. Położyć rękę na biodrze i przyciągnąć bliżej siebie.
- W porządku, - machnęła ręką i założyła włosy za ucho - nie codziennie można polować na demonicznego potwora.
Uśmiechnęła się i tym razem odgarnęła włosy z twarzy Steve'a, która wciąż była zakrwawiona i spuchnięta. Przelotnie zerknęła na jego usta, wcale nie dlatego, że chciała go pocałować.
- Jesteś pewny, że nie chcesz żebym ci to jeszcze raz przemyła? - zapytała, ale Steve pokręcił głową - Mojego ojca nie ma w domu, a mama nie będzie robić problemów.
- Zajmę się... - wskazał dłonią na swoją twarz i uśmiechnął się - tym. Przyjadę po ciebie rano i zgarniemy twój samochód, dobra?
- Jasne. - potwierdziła i ziewnęła przeciągle Jean - W takim razie dobranoc, Steve. Jeżeli będziesz w stanie zasnąć.
- Dobranoc, Jean - posłał jej oczko i odwrócił się, żeby obejść samochód i znaleźć się po stronie kierowcy.
Jean ruszyła kamienną ścieżką w stronę drzwi wejściowych, ale zatrzymała się, bo wydawało jej się, że usłyszała westchnięcie i ciche „pieprzyć to".
- Jean! - zawołał za nią Steve, a ona błyskawicznie się obróciła. Harrington podbiegł do niej, bardzo szybko zmniejszając dzielący ich dystans, a gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko, złapał jej twarz w dłonie i pocałował.
Dziewczyna kompletnie się tego nie spodziewała, ale oddała pocałunek i wplotła dłonie w te słynne włosy Steve'a Harringtona. Kiedy się od siebie odsunęli oboje byli uśmiechnięci, a Jean była pewna, że jej policzki są czerwone, bo czuła w nich charakterystyczne mrowienie.
- To było niespodziewane - szepnęła.
- Dałem się za ciebie pobić - uśmiechnął się i założył jej pasemko włosów za ucho.
- Jesteśmy ciekawym duetem - odpowiedziała i pogładziła dłonią materiał jego kurtki na piersi.
- Muszę już lecieć. Śpij dobrze - szepnął, pocałował ją w policzek i pobiegł do samochodu, zostawiając ją z motylami w brzuchu na kamiennej ścieżce.
Wpatrywała się w oddalający się samochód, dopóki jego światła całkowicie znikły jej z oczu. Weszła do domu spodziewając się, że wszyscy, czyli jej mama i brat, będą już spali.
- Kto to był? - usłyszała głos swojej rodzicielki, gdy zamknęła drzwi. Przeklnęła w głowie, na szybko wymyślając jakąś wiarygodną historię, dlaczego nie było jej cały weekend i dlaczego ma rozbitą brew.
- Steve Harrington - odpowiedziała zgodnie z prawdą i podeszła do mamy. Nie było sensu się ukrywać, bo i tak zobaczy ją rano przy śniadaniu.
- Czy to twój chłopak? - zadała kolejne pytanie, starając się sprawiać wrażenie poważnej, ale na jej twarz wkradał się uśmiech.
- Nie - znowu prawda.
- Okej. - powiedziała pani Brown, chociaż nie do końca w to wierzyła - Co robiłaś cały weekend? Mogłaś przynajmniej powiedzieć mi, że cię nie będzie tyle czasu. - dopiero wtedy zauważyła, że Jean ma rozbitą brew - Matko kochana, co ci się stało?
YOU ARE READING
Don't Blame Me | Steve Harrington |
Fanfiction- sᴇʀɪᴏ, ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴛᴏ ᴛʏʟᴋᴏ ᴊᴀsᴢᴄᴢᴜʀᴋᴀ - sᴛᴡɪᴇʀᴅᴢɪᴌ sᴛᴇᴠᴇ. - ᴛᴏ ɴɪᴇ ᴊᴇsᴛ ᴊᴀsᴢᴄᴢᴜʀᴋᴀ! - ᴢɪʀʏᴛᴏᴡᴀᴌ sɪᴇ̨ ᴅᴜsᴛɪɴ. - sᴋᴀ̨ᴅ ᴡɪᴇsᴢ? - ᴢᴀᴘʏᴛᴀᴌ ʜᴀʀʀɪɴɢᴛᴏɴ. - sᴋᴀ̨ᴅ ᴡɪᴇᴍ? - ᴢ̇ᴇ ᴛᴏ ɴɪᴇ ᴊᴀsᴢᴄᴢᴜʀᴋᴀ? - sᴛᴇᴠᴇ ᴘᴏᴅɴɪᴏ́sᴌ ɢᴌᴏs. - ʙᴏ ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀᴡɪᴌ ᴘᴀsᴢᴄᴢᴇ̨ ɪ ᴢᴊᴀᴅᴌ ᴍɪ ᴋᴏᴛᴀ...
