XVII. Zamknięta w szkle róża.

Comenzar desde el principio
                                    

Jego ręka subtelnie owinęła się wokół mojej talii, a intensywność spojrzenia narastała w zastraszającym tempie. Czułam, jakby zamykał nas w pustym pomieszczeniu, gdzie obecność osaczających nas ludzi nie miała żadnego znaczenia. Znów poczułam intymność chwil w muzeach, do których mnie zabierał; obrazy zaczynały krążyć mi przez oczami, tym samym odwracając uwagę od strachu kumulującego się w moim wnętrzu.

Jego dotyk był lekki, niemal niewyczuwalny. Wiedziałam, że nie chciał, bym się spinała. Był we wszystkim aż nader ostrożny, niesamowicie delikatny.

– Jakiego koloru były te kwiatki van Gogha? – szepnął, uśmiechając się lekko.

– Koloru nadziei, panie poważny – odparłam, śmiejąc się pod nosem – Nie powinieneś zaczynać?

– Za chwilę – westchnął, sięgając wzrokiem w stronę sceny – Daj panu poważniejszemu skończyć.

Gdy biel sukienki irytującej mnie dziś dziewczyny mignęła gdzieś w pobliżu, przystanęłam tuż przed Bryce'm i subtelnym ruchem poprawiłam kołnierzyk jego czarnej koszuli. Dłońmi subtelnie przesunęłam po jego torsie, wygładzając tym samym materiał marynarki.

Już po chwili do naszych uszu dotarło jego nazwisko wywołane wprost ze sceny, na co ten jedynie uśmiechnął się blado i ucałował wewnętrzną stronę jednej z moich dłoni.

Nie potrafiłam określić, czy nader silne uczucie, które napiętrzyło we mnie momentalnie, bliższe było strachowi, czy też swego rodzaju przyjemności. Nie wiedziałam, co czułam, jednak nade wszystko dziwiło mnie jedno: czemu nie chciałam zerwać się z miejsca i uciec?

Nie miałam ochoty, by wyrwać się czy odepchnąć go. I choć odczuwałam nieprzyjemne skutki jego bliskości, poniekąd nie chciałam też, by ona się kończyła. Czy właśnie tym były Daddy issues?

Będzie dobrze – szepnęłam, uśmiechając się na odchodne.

– Bardzo ładnie udała ci się ta scenka – odparł, po czym puścił do mnie oczko i odszedł w odpowiednim kierunku.

Ach, no tak; przecież to było tylko na pokaz.

˚✩⊹

– Jesteś pewna, że chcesz zostać? – sapnął Bryce, zasiadając na jednym z krzeseł przed samą sceną – Mówiłem już, że mi na tym nie zależy, więc możemy wracać.

– Mam przeczucie, że chcesz wracać ze względu na mnie – burknęłam, zakładając nogę na nogę – Jeśli jesteś w stanie popatrzeć mi w oczy i powiedzieć, że chcesz wracać tylko i wyłącznie przez swój kaprys – spoko, zawijam kiecę i lecę. Ale jeśli nie – nie ruszę się. Tak czy tak mam już z tej pracy za dużo przywilejów, więc same w sobie obowiązki chciałabym chociaż doprowadzać do końca.

– Proszę cię bardzo – mruknął, poprawiając się na swoim miejscu. Wpierw rozpiął marynarkę, a następnie wystawił w moim kierunku rękę.

Na szczęście skupiałam się dziś zacznie lepiej, niż zazwyczaj, skutkiem czego odczytałam jego sygnał niemalże od razu. Podałam mu dłoń, a on subtelnym ruchem splótł nasze palce.

Wzięłam trzy głębokie wdechy, po czym przymknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu.

Nawet jeśli miałby złe intencje, w miejscu publicznym nie zrobi ci krzywdy, pamiętaj zracjonalizowałam w myślach To tylko głupie trzymanie ręki, nic więcej.

Dawka ŚmiertelnaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora