Rozdział 5: Przeprosiny

164 11 0
                                    


Nie dość, że byłam zmuszona prosić Philipa o to, aby nie wyrzucał mojego syna ze szkoły, to dodatkowo wymyślił sobie, że wydamy kolację przeprosinową dla jego syna, aby ten nie czuł się poszkodowany.

Gdy po raz pierwszy to usłyszałam, prawie wyplułam na niego melisę, jednak Larcher szybko mi wyjaśnił, że nie mam wyjścia, a on nie zamierza stawiać mojego syna nad swoim.

Z tego wszystkiego jechałam teraz do supermarketu, po produkty, których potrzebowaliśmy, aby zrobić wystawną kolację.

Postanowiłam zadzwonić i powiedzieć o tej całej sprawie Brandonowi, mając nadzieję, że pomoże mi w przygotowaniach albo przynajmniej w przetrwaniu tego okropnego wieczora.

- Hej skarbie - powiedziałam roztrzęsionym głosem gdy odebrał.

- Co tam Avie? Coś się stało. Jesteś smutna? - Dziesięć punktów za spostrzegawczość szło na poczet Brandona Hamiltona.

- Dylan pobił Lance'a.. - chciałam dokończyć, ale Brandon przerwał mi siarczystym przekleństwem. Zareagowałam tak samo drogi mężu. Gdy w końcu się uspokoić mogłam przejść do sedna - Philip powiedział, że nie wyrzucą go ze szkoły, ale Dylam na przeprosić jego syna na kolacji przeprosinowej u nas.

- Dlaczego kontaktował się z tobą, a nie ze mną?

Bo się nudził i postanowił mnie wciągnąć w jakąś swoją grę.

Byłeś w pracy kochanie, a ja w domu - nie przenieśliśmy jeszcze działalności z naszej fundacji do Stanów Zjednoczonych. Chciałam zająć się tym w najbliższych dniach, jednak postanowiłam chwilę zaczekać z działaniami, może do momentu kiedy dzieciaki do końca się aklimatyzują w nowym miejscu. - Spoko, jadę do sklepu po zakupy.

- Przecież mogłem wysłać kogoś z domu.

- I tak wyjechałam z domu - odparłam leniwie, mając nadzieję, że się do mnie nie przyczepi. W końcu sobie ufaliśmy.

- Aha, no to skoro tak to miłych zakupów.

Ale jakaś część mnie chciała, aby zapytał o to czemu byłam poza domem. Z chęcią sprzedałabym mu newsa o Philipie nikczemniku. A tak musiałam czekać do momentu, kiedy pójdziemy do łóżka.

- Miłej pracy, kochanie. Kocham Cię, pa.

- Cześć Avie!

Pożegnawszy się, poznałam szosą, nie dbając o przepisy. Najwyżej skasują mnie na kwotę, którą ochoczo pobiorę z konta męża.

Albo rozbiję się na tej drodze.

Powoli zaczynało mi być wszystko jedno, przynajmniej przez chwilę. Potem piosenka Linkin Park właśnie się skończyła i już nie byłam w żadnym razie odrętwiała i przypomniałam sobie, że mam dzieci, więc niestety to nie był odpowiedni moment na umieranie. A szkoda.

Z oczu poleciały mi łzy. Może nie byłam największą płaczką na świecie, ale czułam, że zostałam sama z tym całym gównem na głowie: impreza, dzieci, fundacja, rodzina.

- Aiden, jeżeli mścisz się na mnie z nieba to radzę ci przestań. Miałeś rację okej, miałeś rację, że nie doceniałam tego ile dla mnie zrobiłeś. Ale ja też miałam rację, że cię nie wybrałam, biorąc pod uwagę to, że handlowałeś dziećmi. Gdyby nie to to ja bym nawet z tobą została. Więc przestań się mścić i lepiej mi pomóż. - powiedziałam w przestrzeń, mając nadzieję, że mnie usłyszy i usłucha.

No i jak już skończyłam obwiniać swojego byłego za wszystkie nieszczęścia tego świata, postanowiłam dojechać na spokojnie do sklepu, wysiadłam i zaczęłam myśleć o tym co kupić.

SuperiorWhere stories live. Discover now