Ja jestem Mocny, twój Bóg, który cię wywiódł
z przeklętego wybrzeża na wody Lodowego Oceanu.
Ja cię osłaniam przed zimnem, ciemnością i chaosem.
Słuchaj mojego Słowa, a będę ci błogosławił
i obdaruję cię licznym potomstwem.
Księga Prawa 1, 1
Wdech. Wydech.
Ledwo wyczuwalny ruch przepony. Świst powietrza w nozdrzach.
Wdech. Wydech.
Spokojne tętno. Krew szumiąca łagodnie w żyłach.
Wdech. Wydech.
Mispe ani nie spała, ani nie była całkiem obudzona. Znajdowała się w stanie przyjemnego odrętwienia, kiedy to marzenia senne zaczynają się mieszać ze świadomością świata na zewnątrz. Wsłuchiwała się w swoje serce i chroniła równowagę pomiędzy jego biciem a miarowym oddechem, ale zaczynała już odczuwać wrażenia ze skóry – nieomylny znak, że się wybudza. Najpierw poczuła zimno w małym palcu lewej stopy, rozprzestrzeniające się powoli na pozostałe palce, pomału do pięty, coraz szybciej do kostki, aż wreszcie zimno ogarnęło obie nogi aż do wysokości kolan. Wprawdzie chronił ją kombinezon z foczej skóry i kilkuwarstwowa kołdra, marznące kończyny były jednak sygnałem, że działanie czarnego wina właśnie ustaje.
Powoli otworzyła oczy. Ciemność. Powoli zamknęła oczy. Ciemność. Ta pod powiekami była kojąca i miękka, ta na zewnątrz zimna i nieprzyjazna. Mispe miała wrażenie, że jej ciało unosi się w przestrzeni, w której nie sposób było określić, gdzie jest góra, a gdzie dół i czy w ogóle istnieje jakaś góra i jakiś dół... Dziwne to było uczucie, jeszcze niestraszne, ale już wzmagające czujność.
– Niech Mocny, Bóg mojego ojca i Bóg mojego plemienia, ochroni mnie przed chaosem... – zaczęła się modlić, bezgłośnie poruszając wargami w nadziei, że uda jej się na powrót zapaść w sen.
Zwróciła się do swojego serca z poleceniem, by więcej krwi dopłynęło do marznących kończyn. Póki zachowywała spokój, miała jeszcze nad tym kontrolę.
– Niech Mocny, Bóg mojego ojca i... i... mojego plemienia... i mojego... niech ochroni...
Rytm modlitwy zaczął się rwać, serce zaczęło przyspieszać, a poczucie, że powinna znowu otworzyć oczy przybierało na sile, więc mu uległa. Opór mógłby jedynie wywołać większy zamęt. Wpatrywała się więc w zewnętrzną ciemność uważnie, starając się z nią oswoić. Po dłuższej chwili z czarnej, nieskończonej pustki zaczęły się wyłaniać iskierki – niektóre migoczące mocniejszym światłem od innych, niezliczone i rozsypane nierównomiernie w przestrzeni. Powoli zaczęła sobie uświadamiać, że leży pod kopułą Świątyni i poprzez wody Lodowego Oceanu spogląda w roziskrzone niebo. Starał się oddychać coraz dłużej i coraz wolniej, aż zewnętrzna ciemność przestała być tak straszna. Temperatura ciała zaczęła się stabilizować, nogi przestały marznąć, czuła wyraźnie swój ciężar i pozycję. Uczucie pływania w niedookreślonej przestrzeni ustało.
Jak długo trwa już ta noc? Kiedy zza horyzontu wreszcie powróci słońce? Czy tym razem w ogóle powróci...?
Ostatnia myśl nękała ją coraz częściej. Choć kosztowało ją to wiele wysiłku, wyciągnęła dłonie do góry i rozłożyła lekko na boki. Przez rękawiczki z miękkiej skóry wyczuła lodowe sarkofagi, pomiędzy którymi leżała. W tym po lewej spał zahibernowany jej syn, w tym po prawej – córka.

CZYTASZ
Mocny
Fantasy"Tak mówi Mocny, Bóg Lodowego Oceanu i całej ziemi: Nergalu, Nergalu, chociaż zwą cię Wodzem wszystkich wodzów, władza należy do Mnie. Oto na powrót łączę los mojego plemienia z twoim. Nie będą już zwać się jedni Haari, a drudzy Toza. [Odtąd będą zn...