Pablo
-Mat no weź - jęknąłem błagalnie. Praktycznie cały czas chciałem ją przekonać do tego aby zjawiła się na tej głupiej ceremonii. Ona jednak uparcie uważała, że nie da rady. - To tylko kawa z jakąś dziewczyną. Nie obrazi się jeśli powiesz jej, że twój chłopak jest ważniejszy.
-Byłam umówiona zanim wiedziałam o ceremonii. Przepraszam - pocałowała mnie w czoło i położyła obok mnie.
W duchu uśmiechnąłem się na to, że nie zareagowała na to jak się nazwałem. Od naszej randki spędzaliśmy praktycznie cały czas poza treningami. Ale nam to absolutnie nie przeszkadzało. Eric oraz Ansu jedynie obawiali się, że mógłbym zostać za wcześnie ojcem, bo według nich nadrabialiśmy te wszystkie lata.
Prawda była inna. Dziewczyna dużo bardziej wolała aby to rozwinęło się wszystko powoli. A mi nie zostało chyba nic innego niż czekać oraz robić delikatne kroki. Cieszyły ją drobne rzeczy a za każdą dziękowała całując mnie w policzek.
Było mi przykro, że postawiła jakąś koleżankę nade mnie. W głębi duszy miałem nadzieje, że jeszcze zmieni opinię ale teraz byłem pewien. Spojrzałem na zegarek i wiedziałem, że muszę się zbierać. Mimo, że mógłbym tu zostać i dopiero rano jechać się szykować. Tylko, że znając siebie jeszcze przez to bym zaspał i nie zdążył.
-Będę się zbierać. Jutro w końcu mój dzień - uśmiechnąłem się smutno. Pocałowałem ją w nosek i mocno przytuliłem. - Dobranoc.
-Dobranoc, Pablo - mruknęła zanim zamknęła drzwi.
Wracając do siebie czułem dziwny ból. Nie stawiała mnie na pierwszym miejscu tak samo jak robiłem to ja. Byłem tym drugim wyborem, bo na pierwszym była jakaś koleżanka. Moja miłość nie potrafiła wybrać ważniejszej rzeczy. Ta jej znajoma mogła się od niej odwrócić w każdej chwili, natomiast ja zawsze pomógłbym jej.
-Coś ty taki smutny? I czemu w ogóle wróciłeś? Pokłóciłeś się z Matilde? - Fati spojrzał na mnie zszokowanym wzrokiem.
-To moje mieszkanie głąbie. Mogę tu być kiedy chcę - fuknąłem, chcąc zniknąć w swoim pokoju i piszczeć w poduszkę jak małe dziecko.
-Pokłócili się - wtrącił się Eric. Zagrodził mi drogę i spojrzał opiekuńczo. - Na kanapę marsz i tłumaczysz się.
Nic innego mi nie pozostało jak wykonanie jego prośby. Wytłumaczyłem im wszystko od deski do deski. Każdy miał inne stanowisko. Jeden chciał abym nie wierzył w to a drugi abym zapomniał o tej sytuacji. Chociaż i tak na jedno wychodziło. Miałem okłamać swój umysł aby żyć złudną nadzieją.
Przyjaciele niewiele mi pomogli więc tym oto sposobem leżałem z twarzą w poduszce wyobrażając sobie, że dziewczyna stoi obok mojej siostry na Camp Nou i patrzy na to jak zadowolony podnoszę koszulkę z moim nazwiskiem. Nie miałem nawet siły walczyć ze zmęczeniem więc po omacku ustawiłem sobie alarm.
-Pablo wstawaj! - Ansu krzyknął wprost do mojego ucha. - Masz jeszcze trzy godziny aby się przyszykować i zjeść cokolwiek!
-Nie drzyj się tak - stęknąłem przecierając twarz.
Podniosłem się do siadu i zerknąłem na telefon, który padał. Ustawiłem alarm, tylko, że w kalkulatorze. Zacząłem powoli się ogarniać ale gdy tylko zdałem sobie sprawę jak mało mam czasu od razu pobiegłem do łazienki. Musiałem ułożyć włosy, wziąć dokładny prysznic aby nie jebać potem. I było też najtrudniejsze zadanie - zjeść i się nie ujebać.
Myjąc włosy zdałem sobie sprawę, że dziewczyna pewnie też się teraz szykuję. Zapewne malowała swoje długie i ciemne rzęsy, albo prostowała włosy. Lub może brała prysznic śpiewając, tak jak to robiła przy mnie.

CZYTASZ
Salvage || Pablo " Gavi" Gavira
FanfictionSalvage - z angielskiego tłumaczenia: ocalenie, uniknięcie niebezpieczeństwa, nieszczęścia lub zachowanie od zniszczenia Przypadkowe spotkanie czy plan boży? Nic chyba bardziej nie podcina skrzydeł niż fakt, że nie z własnej woli opuszczamy kraj w k...