II.IV. unforgettable date

386 29 18
                                    

Pablo

Siedziałem na ogonie Pedro aby tylko zdążyć odebrać dziewczynę z Palau Sant Jordi. Nigdy w życiu nie byłem tak zestresowany. Po treningu poganiałem każdego a w szczególności Pedro, który i tak uważał, że nawet gdybym przyjechał na czas czekałbym pod tą halą kolejne dwadzieścia minut, bo i tak się szykują. 

Gdy on odjechał z parkingu zobaczyłem dziewczynę. Była ubrana w dresowe spodenki i luźną koszulkę. Miałą przewieszoną przez ramię torbę sportową, tak wielką, że mogłaby zmieścić w niej dwa krasnale ogrodowe i jeszcze miałaby w niej miejsce dla mnie. 

Szła jak gdyby nigdy nic na przystanek a klakson mojego samochodu sprawił, że gwałtownie doszukiwała się źródła dźwięku, kręcąc głową na wszystkie strony. W jej oczach malowało się zdziwienie ale i wielka radość jednocześnie zauważając,  że ide w jej kierunku. Moje ego podpowiadało mi, że to z powodu iż mnie ujrzała jest zadowolona. Rozum, którego według zdania Pedro niemiałem, sugerował, że to na pomysł klimatyzowanym samochodem. Z resztą nie dziwiłem jej się, kto chciałby w największy upał pchać się metrem albo co gorsza jakimś autobusem.

Po podjęciu za nią decyzji i wpakowaniu do samochodu chciałem piszczeć ze szczęścia. Pierwszy krok został wykonany a to sprawiało, że wszystko już szło z górki. Na jej twarzy malował się uśmiech gdy opierała wygodnie głowę o zagłówek i splatała nasze dłonie razem. 

-Pablo - odezwała się cichutko gdy zatrzymałem się na światłach. 

-Słucham? - spojrzałem na nią z uśmiechem. Wyglądała niewinnie w włosach spiętych klamrą i okularach na czubku głowy.  

-Ile jeszcze? - zabrzmiała jak typowe dziecko jadące z rodzicami na wakacje. Wydęła dolną wargę i zrobiła słodkie oczka czekając na odpowiedź. 

-Do piętnastu minut powinniśmy być - odezwałem się spoglądając na zegarek. 

Zbliżaliśmy się ku wyjazdowi z miasta gdzie drogą ekspresową bez problemu powinniśmy się tam szybko znaleźć. Dzięki Sonii, która uważała, że nie każda kobieta poleci na wspólnie granie w FIFĘ na pierwszej randce, przekomarzała się z Alejandro na to gdzie powinnienem zabrac Matilde. Wysłuchiwała o moich dawnych opowieściach z dziewczyną i uważała, że ustronna plaża będzie idealna. Nawet rodowici Katalończycy nie znali uroku, tego miejsca, które znaleźliśmy kiedyś organizując imprezę. Miałem przygotowane jej ulubione owoce, przekąski a także makaron, który pamiętałem, że uwielbiała i była w stanie jeść tonami. To wszystko mogła popić lemoniadą truskawkową albo może jeszcze chłodnym piwem, schowanym w malutkiej, przenośnej lodówce zajebanej Pedro. 

Dziewczyna obserwowała o dziwo puste ulice co jakiś czas zerkając dla upewnienia na dłonie, które dalej mieliśmy splecione. W pewnej chwili zdecydowała się włączyć radio i głupio uśmiechnęła włączając Yellow od Coldplay. Stukałem w kierownice palcem  rytm piosenki. Mat robiła podobnie tylko, uderzając o swoje uda. Co jakiś czas zerkała też na zegarek aby faktycznie sprawdzić czy minęło owe piętnaście minut. 

Platja El Prat była bardzo często pustym miejscem. Tego dnie było podobnie więc parkując na niewielkim parkingu obok jednego z wejść szczęście się do mnie uśmiechało. Matilde wysunęła swoją dłoń z mojego uścisku aby odpiąć swój pas. Sam nie byłem lepszy i jak poparzony kierowałem się do bagażnika po koszyk, koc i malutką lodówkę. Ledwo trzymając to w jednej dłoni objąłem ją delikatnie w pasie i pokierowałem do miejsca gdzie było kilka drzew dających chociaż trochę cienia. 

-Ładnie tu jest - stwierdziła siadając na krzywo rozłożonym przeze mnie kocu.

-A to nie koniec atrakcji - szepnąłem jej do ucha oglądając jej zszokowaną twarz.

Salvage || Pablo " Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz