20

131 19 90
                                    

Nie ma mnie,
kiedy ciebie nie ma

Karl opowiadał jakąś losową sytuację która wydarzyła się dziś w pracy a ja śmiałem się do łez, kiedy wjeżdżaliśmy na podwórko. Dziewczyny od razu wyskoczyły z samochodu i zaczęły kręcić się w koło, nie mogąc się doczekać aż w końcu wpadną do domu i będą mogły zrobić wszystko związane ze szkołą.

Karl wysiadł z samochodu tuż przede mną. Musiałem wziąć torbę wypchaną jakimiś papierami ze szkoły i różnymi innymi rzeczami. Początek roku zawsze wiąże się ze złamaniem kręgosłupa. Zatoczyłem się w stronę drzwi z chęcią otworzenia ich, ale jak się okazało, dom był otwarty. Wymieniłem z Karlem zaniepokojone spojrzenia. Serce na chwilę mi się zatrzymało kiedy otwierałem drzwi, a potem zaczęło łomotać z podwójną siłą. Wszedłem powoli do środka i zacząłem się uważnie rozglądać. Jeśli ktoś podejrzany jeszcze tu był, mógłbym złapać go na gorącym uczynku.  Ściskałem telefon w ręku, mam nadzieję że obejdzie się bez dzwonienia na policję.

Ale nie, nikogo nie było.

Była cisza jak makiem zasiał.

Wszystko było na swoim miejscu. Kiwnąłem do Karl'a, dając mu do informacji, że dom jest chyba bezpieczny. Tylko, dlaczego drzwi były otwarte? Przysięgam na swoją rękę, że na pewno zamykałem dom przed wyjściem i do tego trzy razy się upewniałem. 

Dziewczyny jak zaczarowane, powoli weszły do środka i cicho jak nigdy, zaczęły ściągać z nóg swoje buty. Serce waliło mi jak szalone. Tak czy siak się bałem i to serio mocno.

Spokojny byłem do póki nie zagłębiłem się dalej. Wszedłem powoli do salonu i serce po chwili spokoju, znów zaczęło mi trzepotać ale już z innego powodu. Na kanapie leżał Clay, opatulony moim niebieskim kocykiem spod którego wystawała mu jedynie rozczochrana czupryna.

— O matko — szepnąłem rzucając torbę na ziemię. Zza swoich pleców usłyszałem jak Karl mruczy coś o tym, że pójdzie z dziewczynami na górę.

Usłyszałem jak wchodzą po schodach. Zrobiłem kolejne kroki w stronę chłopaka który był szczelnie owinięty moim kocykiem.

— Clay? — powiedziałem najłagodniej jak tylko się dało.

Chłopak podniósł głowę, zrzucając z niej niebieski koc i z prędkością światła odwrócił się w moją stronę. Miał czerwone oczy a na policzkach świeciły się zaschnięte łzy. Włosy miał kompletnie rozczochrane a usta prawie że blade.

— Jeju Clay co się stało? — zapytałem kucając obok kanapy.

Przekręcił się w moją stronę i przetarł policzki drżącą ręką. Odetchnął nierówno, jakby co dopiero skończył płakać ale jeszcze w pełni się nie uspokoił.

— George — szepnął i mimo panującego smutku na jego twarzy uśmiechnął się, jak zwykle promiennie i kolorowo. Pociągnął nosem i zaciągnął koc żeby zakrywał więcej jego ciała. Nadal trochę się trząsł — czekałem na ciebie — mówił drżąco i trochę nie równo. Znów starł kolejne łzy z policzka — i przepraszam, że tak wtargnąłem do ciebie ale nie miałem gdzie się podziać — szepnął uśmiechając się tym razem trochę niemrawie. Pokręciłem głową na boki.

— Nic się nie stało, chociaż na początku trochę się wystarczyłem kto może być w domu — nie wiedziałem jak mam go uspokoić, chociaż miałem w tym wprawę — powiesz mi co się stało? — zapytałem spokojnie.

Usiadł na kanapie i przykrył kolana kocem, którym zaczął się bawić. Głowę miał lekko spuszczoną a wzrok jakby przygaszony.

— Pokłóciłem się z ojcem — mruknął niechętnie — ale nie tak jak nie raz się zdarzało. Na małej sprzeczce się nie skończyło jak widać — dalej mówił cicho. Wzruszył ramionami i się skulił.

Starlight ★ Dnf : ✎Kde žijí příběhy. Začni objevovat