Zaczęłam się podnosić z zamysłem schowania się gdzieś za domem, czy chociażby w krzakach, bo były bliżej, ale było już za późno na bezszelestne ulotnienie się, bo pijany mężczyzna mnie dostrzegł i zaczął iść, a bardziej człapać w moją stronę z butelką piwa w ręce.

Mieszkał niedaleko. Każdy w sąsiedztwie go znał, albo przynajmniej kojarzył z plotek, które w większości były czystymi faktami. Nie był znany z dobrych manier, czy niezwykłej uprzejmości do ludzi, których mijał na ulicy, a raczej ze swoich zażyłych relacji z policją, ponieważ dosyć często odwiedzał komisariat, a nawet spędzał tam noce.

Przeklnęłam pare razy w myślach, próbując zachować zimną krew. Mój plan nie proszenia o pomoc doszczętnie legł w gruzach.

— Cześć młoda damo, jesteś tu sama? — zagadnął z przylepionym do twarzy obrzydliwym uśmiechem, wchodząc na teren naszej posesji.

— Nie. Wie pan co, właśnie miałam wracać do domu. — Odpowiedziałam lekko drżącym głosem, robiąc kilka kroków do tyłu. Wolałam się jednak nie odwracać i mieć go na widoku, dopóki nie znalazłabym się w bezpiecznym miejscu.

— Zaczekaj, gdzie już idziesz? Porozmawiajmy. — Niezrażony szedł dalej w moją stronę, a ja się modliłam, aby natknął się na jakiś kamyk, albo potknął się o własną nogę. Już z takiej odległości poczułam drażniący zapach alkoholu. Teoretycznie miałam większe szanse w ucieczce, ale bałam się, że moje nogi odmówią mi posłuszeństwa i sama się potknę, pogrążając się jeszcze bardziej. Ten człowiek był nieobliczalny. Równie dobrze mógł mieć pistolet w kieszeni.

— Nie, naprawdę będę już iść. Zrobiło się zimno. — Wyjaśniłam siląc się na uśmiech. Chciałam brzmieć jak najbardziej naturalnie. Równocześnie próbowałam uporać się z paraliżującym strachem, który mnie ogarniał. Starszy mężczyzna cały czas lustrował mnie wzrokiem, przez który czułam się niesamowicie niekomfortowo.

— Zaczekaj — nakazał. Jego głos stał się nieprzyjemny i niecierpliwy.

Przełknęłam ślinę i odwróciłam się, wyciągając drżącą dłoń w kierunku dzwonka. Już miałam nacisnąć przycisk, słysząc za sobą kroki, gdy drzwi się otworzyły, a przede mną stanął mój ojciec.

Miał na sobie granatową koszulę nocną, którą podarowała mu Caroline na zeszłe święta. Wyglądał ma zmęczonego, jakby nie spał od paru dni. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że może się martwił, ale szybko to wyparłam. Był zdolny do tego uczucia tylko, gdy chodziło o Emily. Na mnie mógł być co najwyżej wściekły.

— Albo stąd odejdziesz w przeciągu pięciu sekund, albo dzwonię na policję. — Zagroził, mierząc pijanego mężczyznę wrogim spojrzeniem. Ten w odpowiedzi zaczął rzucać w stronę mojego ojca przeróżnymi wyzwiskami, ale finalnie machnął ręką, rozlewając przy tym nieco trunku na nasz chodnik. Oddalił się, bełkocząc coś pod nosem.

Nie siląc się na żadne powitania ani przeprosiny, przemknęłam wciąż nieco roztrzęsiona pod ramieniem mojego ojca, który przytrzymywał drzwi i ruszyłam prosto na górę.

— Gdzie byłaś? — zapytał tonem, który był obojętny i równocześnie oznajmiał, że oczekuję odpowiedzi bez sprzeciwów. Zatrzymałam się, będąc w połowie schodów. Usłyszałam odgłos zamykających się drzwi.

— Nigdzie. — Odpowiedziałam, trzymając się poręczy, ale nie odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Nie chciałam widzieć wyrazu jego twarzy.

— Gwen — upomniał mnie ochryple. — Gdzie byłaś? — naciskał dalej.

— Nie udawaj, że cię to obchodzi. — Rzuciłam, chcąc ukryć łamiący się głos pod bezwiedną osłoną. Moja warga zadrżała. — Nie zniosę tego.

Księżyc wygląda dziś pięknie | WYDANEحيث تعيش القصص. اكتشف الآن