ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Începe de la început
                                    

   Uniosłam brew. Byłam ciekawa, co mężczyzna miał w głowie, ale kiedy chciałam zapytać, powiedział:

   — Nie myśl, że ci powiem. Dowiesz się na miejscu.

   Wypuściłam ciężkie westchnienie, które wywołało jego głośny śmiech.

   Złość powoli mi przechodziła, ponieważ możliwość słyszenia tego pięknego śmiechu wszystko wynagradzała.

***

Droga do miejsca docelowego zajęła nam dobrą godzinę. Jednak mi to nie przeszkadzało. Podróż minęła nam spokojnie, w miłej atmosferze. W trakcie jazdy zorientowaliśmy się, że nie mamy ze sobą strojów kąpielowych, ale po chwili stwierdziliśmy, że możemy wskoczyć w bieliźnie. Właściwie to uznałam, że raczej zostanę w koszulce, bo przez kolczyki wciąż nie mogłam nosić biustonosza. Poza tym jego brak kompletnie mi nie przeszkadzał. Przyzwyczaiłam się już, że go nie noszę i czułam się o wiele bardziej komfortowo.

Po drodze Armin jedynie wkroczył do sklepu po jakieś ręczniki, abyśmy nie mocno zamoczyli siedzeń. Oprócz tego zadbał, abyśmy zjedli cokolwiek, za co byłam mu wdzięczna, bo zaczynałam odczuwać głód.

— Nie boisz się? — spytałam, chyba po raz tysięczny, odkąd Armin zgodził się na wykonanie punktu z listy. Po prostu nie chciałam, żeby zmuszał się do czegoś. Mogłam odpuścić sobie te marzenie na rzecz innego, równie ciekawego.

— Nie martw się o nic, moja słodka. Ja się niczego nie boję.

— Ta, jasne — prychnęłam pod nosem. — Na pewno jest coś, co cię przeraża.

— Kompletnie nic.

Wiedziałam, że kłamał. Każdy posiadał jakieś lęki...

Prawda?

No dobrze, to teraz mi powiedz w jaki sposób urozmaicamy marzenie.

— Jeszcze nie jesteśmy na miejscu, skarbie — pstryknął mnie w nos, a mnie przeszły dreszcze. Nie od jego dotyku, a od tego, jak mnie nazwał.

Przyłapywałam Armina na tym, że używał coraz więcej pieszczotliwych słówek. Oczywiście od zawsze zwracał się do mnie moim ulubionym moja słodka, jednak zaczynał nazywać mnie skarbem. Nie wiedziałam co o tym myśleć, ale... czułam, że zaczyna mi się to podobać.

Chyba aż za bardzo.

— Nie denerwuj mnie, Arminie Villin.

— Och, czyli dodajemy nazwiska, tak? — nachylił się do mnie. Nasze twarze dzieliły centymetry, a czarnowłosemu zdawał się podobać ten fakt. — Trochę cierpliwości, Vanity Ashby.

Toczyliśmy bitwę na spojrzenia. On w moich oczach z pewnością widział zirytowanie, natomiast ja w niego mogłam dostrzec rozbawienie i iskierki, które uwielbiałam nazywać mieniącymi się gwiazdami. Ciemne tęczówki stały się mroczniejsze niż zwykle, przez co miałam wrażenie, że były teraz czarne.

— Nie czas na czarowanie mnie tymi ładnymi oczami.

— Sądzisz, że próbuję cię oczarować? — spytał niskim głosem. — Wciąż mi schlebia, że uważasz moje oczy za ładne.

Chance From Fate [+18] [ ZAWIESZONE ]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum