W największym, luizjańskim lesie zapadał już powoli zmrok, a cała przestrzeń spowita została w ciemności. Słońce już dawno znajdowało się pod horyzontem, a wiatr stawał się coraz chłodniejszy. Lilly od momentu rozmowy z Carterem, w ogóle nie wychodziła z pokoju. Dopiero koło północy zdołała się uspokoić. Wyszła przed dom. Stanęła na werandzie, chłonąc wszystkimi zmysłami rześkie, nocne powietrze. Za wszelką cenę potrzebowała ostudzić stargane burzą emocje. Wiedziała jednak, że zranionego serca nic nie będzie w stanie uleczyć. Ono biło własnym rytmem i ogarniało bólem wszystko to, co samo uznało za słuszne.
Przymknęła powieki, delektując się wiatrem, który przyjemnie otulał jej rozgrzaną skórę. Nie miała ani siły, ani ochoty wchodzić do domu. Mimo tego, iż ubrana była jedynie w cienką sukienkę na ramiączkach, zupełnie nie odczuwała zimna. Dreszcze, które przechodziły jej po kręgosłupie i sprawiały, że na całym jej ciele pojawiała się gęsia skórka, były chwilowym ukojeniem dla jej strapionej i poranionej duszy. Była tak roztrzęsiona, że kompletnie nie obchodziło ją, że może się przeziębić.
Rozejrzała się wokoło, z trudem hamując napływające do oczu łzy.
Od jutra, ten widok pozostanie jedynie w jej wspomnieniach. Pragnęła zapamiętać każdy szczegół, który ją otaczał. Bała się, że za jakiś czas wiele detali uleci z jej pamięci. To miejsce, choć na początku było dla niej więzieniem, teraz stało się jej bezpieczną przystanią.
Nie chciała wyjeżdżać. Tak bardzo pragnęła tutaj zostać. Przy nim.
Starła drżącą dłonią kilka słonych łez, które spłynęły po jej zaczerwienionych od zimna policzkach.
To wszystko było takie niesprawiedliwe. Kiedy nareszcie spotkała osobę, dzięki której jej serce na nowo zaczęło bić, a wszystkie fragmenty jej duszy powoli zaczęły się zasklepiać, w jednej chwili wszystko to utraciła. Teraz, gdy ponownie zaczęła kochać i otworzyła się na miłość, jej marzenia w jednej chwili runęły, jak domek z kart.
Dużo łatwiej było poradzić sobie z miłością do kogoś, kto był jej oprawcą i każdego dnia ją krzywdził. Wtedy przynajmniej przy życiu trzymała ją nadzieja i wiara w to, że któregoś pięknego dnia na jej drodze pojawi się człowiek, przy którym zapomni o bolesnej przeszłości.
Jak miała teraz poradzić sobie z nieodwzajemnioną miłością do mężczyzny, na którego tak długo czekała?
Stała tak jeszcze przez dłuższy czas, wciąż ścierając łzy. Po chwili uniosła wzrok i spojrzała na księżyc, którego blask odbijał się teraz na tle jej błękitnych tęczówek.
Dlaczego zawsze, gdy los dawał jej coś w prezencie - za chwilę jej to odbierał? Czy nie zasługiwała na szczęście? Jak długo jeszcze musiała cierpieć?
Potarła dłońmi zmarznięte ramiona i wzięła głęboki oddech.
Jutro czekał ją nowy rozdział w życiu. Oby po drugiej stronie tego lasu, czekała na nią szczęśliwa przyszłość. Na razie nie potrafiła w nią uwierzyć. Mogłoby się tak stać tylko wtedy, gdyby był przy niej mężczyzna, którego tak mocno, całym sercem pokochała.
Wiedziała jednak, że nie może zmusić go do miłości. Nie chciała, żeby był z nią z litości. Musiała pogodzić się z myślą, że ktoś taki, jak on, nie brał pod uwagę życia, którego ona od zawsze pragnęła.
Jak mogła być tak naiwna, by uwierzyć w to, że kiedykolwiek pomyślałby o jakimkolwiek związku? W dodatku... z tak zniszczoną i poharataną przeszłością kobietą, jak ona? Jak mogła w ogóle pomyśleć o tym, że mógłby ją pokochać?
CZYTASZ
Zlecenie. Serce Zabójcy. | +18 [ZAKOŃCZONE] ✓
RomanceOna. Kobieta o twarzy anioła i sercu pełnym bólu i tłumionej przez lata bezsilności. Jeszcze 10 lat temu była wielką romantyczką, która wierzyła w prawdziwą i szczerą miłość aż po grób. Teraz w jej oczach widać jedynie smutek i żal... do samej siebi...