#niebezpiecznyzakładwatt na twitterze
4 lata później
Hope
– Loki, chodź do pani! – zawołałam na pieska, bo znalazł się niebezpiecznie blisko Aramisa. Nie chciałam, żeby koń się przestraszył i spłoszył. Szczególnie nie w obecności Mercy.
– Właśnie, Loki, chodź do mamy! – powtórzył za mną jak mała papużka Tony.
Uśmiechnęłam się czule, bo uwielbiałam, gdy we wszystkim mnie naśladował. Często siadał przy mnie, gdy pracowałam nad nowymi obrazami, chcąc robić to co ja, więc z czasem kupiliśmy mu małą sztalugę, by miał swobodę w malowaniu i nie kolorował moich prac.
Był bardzo opiekuńczy względem swojej młodszej siostrzyczki i stale się nią opiekował. Teraz też próbował odgonić psa, by mogła w spokoju nakarmić konia.
– Tony, pilnuj siostry, ja będę na werandzie!
– Dobrze, mamusiu! – odkrzyknął uroczo i wbił wzrok w Mercy. Mała wesoło się śmiała i właśnie podawała marchewki Aramisowi. Tony zbliżył się i stanął obok niej, by mieć pewność, że na pewno nic jej nie zagrozi.
Weszłam na werandę, zabierając się za przygotowanie stołu. Mieliśmy mieć dzisiaj gości i to w całkiem niedługim czasie, więc musiałam się uwijać.
– Pieczeń idzie! Powtarzam, idzie pieczeń! – Krzyk mojego męża słyszeli chyba w sąsiednim stanie.
Alex wyszedł z domu, trzymając przed sobą tacę z dopiero co wyjętą z piekarnika pieczenią. Zapach rozmarynu dotarł do moich nozdrzy, działając na mnie uspokajająco.
– Chyba mi wyszła. Możesz sprawdzić? – spytał zaniepokojonym głosem. Podeszłam do dania i nakłułam je w kilku miejscach, a widząc idealnie zarumienione i soczyste mięso, pokiwałam głową z uznaniem.
– No, no. Wyszła idealnie. W końcu się uczysz – pochwaliłam go. On starł wyimaginowany pot z czoła, opierając się następnie o kant stołu.
– Miałem bardzo wymagającego nauczyciela, a raczej gorącą nauczycielkę.
Puścił mi oczko, na co zarumieniłam się, jakby nie prawił mi takich komplementów każdego dnia. Odkąd ze sobą zamieszkaliśmy, podszkalałam Alexa w robieniu czegoś więcej niż spaghetti czy makaronu z serem. Dzielnie uczęszczał na moje małe lekcje, a teraz te starania się opłaciły, bo kiedy on krzątał się dzisiaj po kuchni, ja zajęłam się dekorowaniem stołu i opieką nad rozbrykanymi maluchami.
– Musimy znaleźć teraz nowy temat do nauki, bo ja bardzo lubię poszerzać wiedzę – mruknął złowieszczo, nawiązując do tego, że jeśli udawało mu się wykonać jakieś danie, choć względnie dobrze, to cała sesja kończyła się wizytą w sypialni. Chociaż parę razy kończyliśmy też na blacie, ale to zdarzało się tylko, kiedy Tony był mniejszy i nie potrafił chodzić. Panicznie bałam się, żeby dzieci nie nakryły nas w niekomfortowej sytuacji, bo nie chciałam im zniszczyć psychiki.
– Ja przełamałam fobię do jeżdżenia konno, więc powinieneś się wziąć za malowanie. Nawet twój syn idzie w moje ślady – nawiązałam do bohomazów, które zostawiał nam rano przy łóżku. Lubię na nie patrzeć i porównywać z tymi, które zachowała moja mama. Widzę w nich nawet dużo podobieństw.
– A gdzie są te małe demony? – zapytał opiekuńczo, rozglądając się wokoło, aż w końcu dostrzegł naszą dwójkę przy Aramisie. Koń parskał wesoło i skubał trawę, Mercy wpatrywała się w niego z uwielbieniem, a Tony dalej bacznie ją obserwował.

CZYTASZ
Niebezpieczny zakład
RomanceMijają dwa lata. Hope i Alex próbują zapomnieć o uczuciu, które kiedyś ich połączyło, choć przychodzi im to z trudem. Mężczyzna przenosi swoje zmartwienia na nową działalność. Całe dnie spędza w stajniach, lecząc złamane serce pracą z końmi. Dziewcz...