Rozdział 20

6.4K 360 155
                                    

„Będę czuwał, by nie stała ci się krzywda."

„Zrobię, co w mojej mocy, by cię ochronić."

Te zdania towarzyszyły myślom Lilly aż do zaśnięcia. Rano, obudziła się dopiero, gdy ciepłe promyki letniego słońca przyjemnie rozgrzały jej wypoczętą buzię. Otworzyła delikatnie powieki i zaspana rozejrzała się dookoła, szeroko ziewając. Gdy tylko spojrzała w kierunku ściennego zegara, od razu poderwała się do pozycji siedzącej. Kilka razy zamrugała, aby upewnić się, że na pewno nie pomyliła się w odczycie godziny. Było już po jedenastej. Czuła się wyspana, jak nigdy dotąd i dziwnie spokojna. Miała wrażenie, jakby cały stres, który kumulował się w niej przez ostatnie lata, właśnie znalazł swoje ujście. Po tak długim, nieustannym strachu potrzebowała odpoczynku.

Potarła zaspane powieki i lekko się do siebie uśmiechnęła. Choć nadal miała ogromny mętlik w głowie, to czuła teraz irracjonalny, jak na panujące okoliczności spokój. Po wczorajszej, nocnej rozmowie z zabójcą miała wrażenie, jakby nagle znalazła się w zupełnie innej, alternatywnej rzeczywistości. Jeszcze nie docierało do niej, że wyjawił jej swoje imię, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że mógłby w tej kwestii skłamać. Sposób, w jaki wypowiedział to jedno znaczące słowo sprawiło, że naprawdę uwierzyła w to, że mówił prawdę. Przed snem długo rozmyślała i stwierdziła, że to imię naprawdę do niego pasowało. Miała wrażenie, jakby po tej jednej, krótkiej informacji nareszcie w jej głowie stworzył się pełen obraz jego osoby. Wiedziała, że wyjawiając jej swoje imię nie tylko przekazał jej klucz do swojego mrocznego, intymnego świata, ale i otworzył przed nią jedną z większych tajemnic swojego życia. Pozwolił jej wejść do miejsca zamkniętego przed wszystkimi, do którego nigdy, nikogo nie zaprosił. Dał jej do niego dostęp i w niewielkim stopniu uchylił przed nią drzwi do swojej ciemnej, grzesznej duszy. Wiedziała, że ona również nie może zawieźć jego zaufania.

Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech, mimowolnie zagryzając dolną wargę.

„Carter..."

To imię idealnie go określało. Było takie... męskie, dźwięczne, a zarazem krótkie i charakterne w swoim brzmieniu. Dokładnie tak, jak on.

Poznała go w najgorszy możliwy sposób, nadal czuła przy nim respekt i bała się jego reakcji, ale po wczorajszej, wieczornej rozmowie coś się w niej zmieniło. Wczoraj był dla niej tak opiekuńczy i czuły, że nie potrafiła już patrzeć na niego tak, jak wcześniej. Naprawdę ją zaskoczył. Przejął się jej stanem. Jego spojrzenie zdradzało, z jak wielką troską dbał o jej samopoczucie. Nie rozumiała tego, ale wczoraj naprawdę poczuła, że nie byłby w stanie zrobić jej krzywdy. Uwierzyła mu. Nie była jeszcze w stanie całkowicie mu zaufać, choć wczoraj bardzo ją o to prosił. W końcu nadal był człowiekiem, który od lat zabijał innych dla pieniędzy i, który jeszcze niedawno miał pozbawić ją życia. Wierzyła jednak, że w jednej kwestii nie zmieni zdania – będzie mogła być przy nim bezpieczna.

Wypuściła głęboko powietrze z płuc i uśmiechnęła się do siebie.

Planuje ją ukryć. Naprawdę pomoże się jej stąd wydostać i zaplanuje wszystko tak, by Michael nigdy się o tym nie dowiedział. Wierzyła mu, że jej nie zawiedzie. Czuła, że mówił szczerze. W jego spojrzeniu dostrzegła pewność, która łamała wszystkie jej emocjonalne rozterki i obawy.

Właśnie tego potrzebowała. Wiedzieć, że był ktoś, kto będzie w stanie ją ochronić. Od tak dawna pragnęła, by ktoś się nią zajął, zaopiekował się nią i po prostu wziął sprawy w swoje ręce. Miała już dość, że od lat sama musiała dźwigać brzemię lęku przed Michael. Potrzebowała, by ktoś zdjął z jej barków ciężar niepewności i strachu. Teraz nie marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, by zacząć żyć od nowa, z dala od Michaela i bolesnej przeszłości. A zabójca... był idealną osobą, która mogła jej w tym pomóc. Był właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Tak przynajmniej myślała.

Zlecenie. Serce Zabójcy. | +18 [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz