Rozdział 11

6.5K 357 252
                                    

Było już grubo po północy, gdy Lilly oparta o zagłówek łóżka, wpatrywała się w jeden punkt. W głowie huczało jej od nadmiaru emocji. Podkuliła nogi i oparła brodę o kolana. Objęła wzrokiem przestrzeń pokoju, która spowita była teraz w półmroku. Do jej oczu już dawno przestały napływać łzy. Smutek zastąpiła wszechogarniająca złość oraz strach, który ją paraliżował.

Nie potrafiła tego zrozumieć, ale jej myśli wciąż krążyły wokół wysokiego bruneta o piwnych tęczówkach. Od początku wiedziała, że przyjdzie jej się zmierzyć z niebezpieczeństwem, na jakie nie była przygotowana. Wszak, mieszkała pod jednym dachem z zabójcą. Z człowiekiem, który utrzymywał się z odbierania życia innym ludziom. Jednak nigdy nie spodziewała się, że ten mroczny mężczyzna będzie wywoływał w niej tak skrajne emocje. Kilka godzin temu, na własnej skórze doświadczyła jego gniewu. Ciemność jego duszy uwalniała się i wydobywała na powierzchnię z każdym lodowatym spojrzeniem, którym ją przenikał. Mimo wszystkiego tego, co przeżyła, nigdy w życiu, nikogo aż tak się nie bała i zarazem nikt nie wywoływał w niej aż tak silnych i irracjonalnych emocji, że gotowa była nawet zaryzykować własnym życiem, byleby tylko dać upust tlącej się w niej złości.

To nie było do niej podobne, ale przy tym mężczyźnie zaczynała odkrywać w sobie złość i odwagę - uczucia, które do tej pory tłumiła już w zarodku. Nie wiedziała nawet, że miała jeszcze do nich dostęp. Zupełnie, jakby stawała się nową osobą.

A może... właśnie zaczynała być prawdziwą wersją siebie?

Przez tyle długich lat, biernie, w kompletnej ciszy i poczuciu bezradności, znosiła spadające na nią upokorzenia. Tym razem było inaczej. Choć chwilę temu umierała ze strachu, to teraz, ten strach w jakiś irracjonalny sposób ją fascynował, obezwładniał jej umysł i wdzierał się do każdej komórki jej ciała, rozprowadzając po jej skórze przyjemne ciepło.

Zakryła twarz dłońmi i pokręciła z niedowierzaniem głową.

Co się z nią działo?

Jeszcze nigdy nie widziała tak zimnych i pogrążonych w mroku oczu, jak u zabójcy. Bała się, że jeszcze kiedyś będzie zmuszona w nie spojrzeć, ale zarazem czuła niepokój na myśl, że już nigdy miałoby się to nie wydarzyć.

Wypuściła głośno powietrze z płuc i wstała z łóżka. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Od razu poczuła przyjemny powiew rześkiego, nocnego wiatru, który przyjemnie otulił swym dotykiem jej rozgrzaną od emocji skórę. Uśmiechnęła się, gdy do jej uszu dotarły dźwięki nocy. Znajdowała się w samym środku największego lasu w południowej Luizjanie. Tutaj, każdy szmer odczuwało się dużo głośniej. Wsłuchiwała się w synchroniczne melodie natury. Przyroda wokół niej rozgrywała właśnie prawdziwy, muzyczny spektakl. Przymknęła powieki i próbując wyrównać oddech, skupiała całą swą uwagę na równomiernych i miarowych tchnieniach.

Docierał do niej łoskot dzięcioła, który rytmicznie stukał o korę drzewa oraz szeroki repertuar kilku sów, które na zmianę, z różnych części lasu, dawały o sobie znać. W obecnej sytuacji, gdy za drzwiami czaiło się realne niebezpieczeństwo, otaczająca ją przyroda mroziła jej krew w żyłach i wywoływała dreszcze przerażenia.

Potarła delikatnie ramiona i wzięła głęboki wdech. W jej umyśle toczyła się teraz największa w życiu emocjonalna walka. Po kłótni, o której wciąż nie mogła zapomnieć, pozostał paraliżujący strach. Z jednej strony, cholernie bała się tego, co może się zdarzyć i nosiła w sercu ogromny żal. Z drugiej strony jednak, była z siebie bardzo dumna. Nareszcie odważyła się wyrzucić z siebie negatywne emocje i przeciwstawić się komuś, kto ją ranił.

Nie rozumiała tylko, dlaczego zaczęła odnajdywać te głęboko drzemiące w niej pokłady naturalności i prawdy właśnie teraz? Czemu musiała dać im upust przy najgroźniejszym człowieku, jakiego przyszło jej spotkać na swojej drodze?

Zlecenie. Serce Zabójcy. | +18 [ZAKOŃCZONE] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz