Rozdział 9 - Będzie, co będzie

31 3 2
                                    

- No to pierwszy prawdziwy dzień w nowej szkole - pomyślał Leo przekraczając bramę tej instytucji.

Czy był podekscytowany? Nie.

Zdołowany? Również nie.

- Będzie, co będzie - otworzył drwi i udał się w przeprawę przez dżunglę pełną uczniów zamiast roślin oraz nauczycieli (oczywiście zastępujących krwiożercze bestie).

***

- Pa mamo.

- Cześć - samochód odjechał, a Ashley udała się w stronę szkoły.

Nadal rozmyślała nad wczorajszym dniem. Okazało się, że w domu nie było jej dwa dni, a mimo to Sara nic się nie zorientowała.

Tak! Rozumiecie to?

Niby Zayan wspominała, że ma zachowywać się tak, jakby wróciła z wycieczki dwudniowej, (co swoją sprawą było absurdalne, bo przecież nie miała ze sobą żadnych bagaży).
Co najlepsze, mama nie zorientowała się, choć była dziennikarką śledczą.

- Otłumaniono ją czymś, czy co? - nie zdążyła pomyśleć, bo poczuła, że na kogoś wpadła.

- Oh, sorry!

- Nie, to ja przepraszam. Chodzę ciągle z głową w chmurach i wpadam na wszystkich.

- Nic nie szkodzi, cześć - no i na tym skończyła się jej rozmowa z jakimś randomowym chłopakiem. - No dobra, teraz muszę się naprawdę pospieszyć, zaraz będzie lekcja.

***

Lekcje mijały mu raczej bez żadnych niespodzianek, wszystkie były organizacyjne, więc tak naprawdę nic nie robili. Na przerwach gadał trochę z Kimberly, która w przeciwieństwie do Leo, nie działała mu na nerwy. Poznał trochę Ashley, która wydawała się być miłą, pozytywną dziewczyną.

Był również przy sali, w której miał miejsce 'ten incydent' .
I co? No właśnie nic - wyglądała jakby się tam w ogóle nic nie stało.
Ale jak to możliwe? Zapewne Zayan i Robik maczali w tej sprawie swoje palce.

Zostało tak naprawdę pięć minut do końca historii, czyli dzisiejszej ostatniej lekcji. Nauczycielka szybko uporała się ze sprawami organizacyjnymi i o ironio losu - postanowiła zrobić im powtórzenie z gimnazjum. Daty przelatywały mu przed oczami, nie był w stanie nic zapamiętać. Poza tym, przez to, że wczoraj położył się późno, to dzisiaj ciągle chciało mu się spać. Teraz najwyraźniej też przysypiał, bo gdy zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec męczarni, podskoczył. - Wreszcie - wstał, rozprostowując kości i udał się w stronę szatni.

- Nate czekaj! - to Kimberly biegła za nim. Nie chciało mu się, ale stanął i poczekał, aż dziewczyna dobiegnie. - Czego? - spytał się zmęczony.

- No może trochę grzeczniej?

- Nie mam siły na 'grzeczniej' .

- Dobra, mniejsza z tym, przejdźmy do rzeczy - podwinęła rękaw jego czerwonej bluzy.

- Co ty robisz?! - szybko zabrał rękę.

- To - wskazała na dziwną opaskę na jego ręce. - Od razu uprzedzę twoje pytanie, założyłam ci ją kiedy spałeś na biologii. Nazywa się morpher, kiedy wyjdziesz ze szkoły, masz ukryć się w jakimś ustronnym miejscu i wcisnąć tę tarczę. Nie ma za co - dodała i pognała do wyjścia.

- Nawet nie zamierzam - zawołał za nią, niewiedząc że tak naprawdę i tak nie ma wyboru.

***

- No cóż Zayan, czekamy już na Nathana wystarczająco długo i raczej się nie zjawi. Trzeba chyba podjąć drastyczne środki.

Power Rangers Four Elements Onde histórias criam vida. Descubra agora