- Przynajmniej u nas żyje się spokojnie – wzdychał.
Zbyt spokojnie – myślała Twarda, ale nic nie mówiła. Marzyła by stać się częścią tego wielkiego, głośnego świata. Owszem, wieczorne spotkania ze znajomymi, kiedy razem śpiewano piosenki ludowe, były miłe. Kiedy grała z Akuratną na cztery ręce, bywało wesoło. Prywatne lekcje gry na pianinie opłaciły się na tyle, że często zapraszano w gości rodzinę Tradycyjnych, napomykając, że córki mogłyby zagrać. Tak, w czasie tych wizyt było naprawdę miło. Ale Twarda chciała czegoś więcej.
Kiedy tego popołudnia Akuratna oznajmiła, że jedzie do Nieco Większego Miasteczka potańczyć, Twarda poprosiła, żeby zabrała ją ze sobą.
- Na tańce wpuszczają od piętnastu lat, a ty masz dwanaście.
- Mogę powiedzieć, że mam piętnaście.
- Kto ci uwierzy?
- Może nie uwierzą, ale daj mi spróbować?
- Ale wstęp kosztuje. Przecież nie masz kasy. – Akuratnej nie uśmiechało się ciągnięcie z sobą młodszej siostry.
- A ile potrzeba?
- Trzy duże monety.
- Spoko. Tyle mam. – Twarda uśmiechnęła się tryumfalnie. Oczywiście nie powiedziała siostrze, skąd wzięły się jej pieczołowicie uskładane oszczędności.
Regularnie podbierała mamie z portfela małe monety, a kiedy miała coś kupić, nie oddawała całej reszty. Były to sumy tak niewielkie, że nikt nie zauważał ich braku. Według Twardej, zbyt małe, by można to nazwać kradzieżą. Nie było się jednak też czym chwalić, nie zamierzała powiedzieć, jak je zdobyła.
- W porządku. Zrobię ci makijaż. Będziesz wyglądała na starszą – skapitulowała Akuratna.
Siostra pomalowała jej usta ciemną szminką, położyła cienie na powieki i poczerniła rzęsy. Kiedy potem gnały razem na skuterze Akuratnej, Twarda modliła się w duchu, żeby łzy, które z jej oczu wyciskał wiatr, nie zepsuły makijażu.
I udało się. Nie poproszono jej o dokumenty, a zanim zdążyła się rozejrzeć, znalazła się w ramionach mężczyzny. Pachniał krowami i sianem. Potem miała się z tego śmiać, teraz jednak serce biło jej z podniecenia.
- Powinieneś pójść do fryzjera – powiedziała matka.
- Najlepiej, żeby ostrzygł cię na jeża – dodał ojciec, wychylając się na moment zza gazety.
Bohater odłożył na talerz kanapkę, którą jeszcze przed chwilą pochłaniał z wielkim apetytem.
- Nie ma mowy – oznajmił, potrząsając głową i wprawiając w ruch gęste, stanowczo za długie włosy. Sięgały mu prawie ramion, co już samo w sobie było nieprzyzwoite. Ale on dodatkowo ufarbował je w różowe pasemka silnie kontrastujące z naturalnym, ciemnobrązowym kolorem. Dokonał tej operacji sam i był z jej efektu bardzo dumny.
- Wyglądasz jak mop do mycia podłóg. – Słowa ojca nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.
Ojciec nie znał się na nowoczesnej muzyce popularnej, nie miał pojęcia, jak wyglądają gwiazdy, buntownicy, których podziwia świat. A on lubił wyobrażać sobie, że jest gwiazdą muzyki popularnej. Kiedy szedł ulicą z włosami ufarbowanymi na różowo, prawie wszyscy się za nim oglądali, tak właśnie, jakby był gwiazdą. To nie było normalne, żeby chłopiec, czy nawet mężczyzna, farbował włosy. I o to chodziło. Bohater chciał być taki, jak jego największy idol – Mocarz Wojak, który przedstawiał się jako Koleś Gwiezdny Pył, przybysz z kosmosu, trochę kobieta, a trochę mężczyzna. Nosił kolczyki, malował się, farbował włosy i ubierał w dziwaczne, niesamowicie kolorowe obcisłe słowa. Podziw dla Mocarza Wojaka przyćmił wcześniejsze zachwyty Pijanymi Gwiazdami. Oni byli tylko dobrymi muzykami, a on prawdziwym wizjonerem.
Bohater miał czternaście lat. Był już prawie dorosły. Mógł więc żyć, jak chciał. Nie potrafił być taki, jak inni, ale mógł być wyjątkowy. Dobrze czuł się omiatany ludzkimi spojrzeniami nawet jeśli towarzyszyły im kpiące uśmiechy.
- Moglibyśmy zawrzeć układ – powiedziała matka ostrożnie. – Jeśli zgodzisz się ostrzyc, kupię ci płyty, jakie tylko sobie wybierzesz.
- To przekupstwo, ale nie weźmiecie mnie na to – powiedział Bohater i wrócił do kanapki. – Chociaż... – dodał po chwili zastanowienia. – Może się zgodzę. Jak dostanę pieniądze na fryzjera i płyty, załatwię wszystko dziś po szkole. – Kiedy dostanie kasę do ręki, będzie mógł wydać wszystko w sklepie muzycznym.
Twarda stała przed tłumem zgromadzonym w świątyni. U boku miała Akuratną. Obie wystrojone były w białe, zupełnie nowe sukienki z koronkowymi kołnierzykami i mankietami.
Przynajmniej teraz były porządnie ubrane. Stojąc nad grobem Szalonej, pod szarym niebem, z którego sypał śnieg, nie miały na sobie nawet czarnych ubrań, a ciemnoniebieskie, codzienne kurtki. Ponoć były za małe, by ubrać się na czarno, ale Twarda podejrzewała, że powód był inny.
Teraz serce biło jej jak młotem. Przywykła już do śpiewania przed publicznością. A przecież nie była sama. Zanim zaczęły klasyczny hymn o miłości ,uścisnęły sobie z siostrą dłonie. Nie powinna się bać. A jednak był moment, kiedy nie zapanowała nad głosem. To z winy wzruszenia. W końcu to nie był zwykły koncert w Domu Ludowym. Śpiewały w świątyni na ślubie starszej siostry.
Była to podniosła i piękna chwila. Cieszyły się szczęściem Znającej. Trochę jej też zazdrościły przystojnego męża, i tego, że miała od teraz zamieszkać w Nieco Większym Miasteczku. Ale przede wszystkim było im żal, że wyprowadzała się z rodzinnego domu. Tak, jak wcześniej zrobił to ich jedyny brat. Teraz miały zostać już tylko one dwie.
Coś się kończyło. Nie pojmowały tego jeszcze jasno, ale dla nich też zbliżał się czas, żeby pożegnać dawne, spokojne życie.
CZYTASZ
Nie chcesz tego wiedzieć
General FictionDwoje młodych kochających muzykę ludzi marzy o karierze. Czy uda im się ją osiągnąć? I czy ich przyjaźń wytrzyma próbę czasu? Oto opowieść osadzona w fikcyjnym świecie, jednak bardzo podobnym do naszego.
1. Preludium
Zacznij od początku