ROZDZIAŁ 13 - OSTATNIE DRZWI DO NIEBA

398 3 2
                                    

- Noc Blasku – Grayson odpowiada bez chwili wahania.

- Wojna nieba i ziemi nie może się zakończyć przez Noc Blasku? - Nie wierzę, znów to samo. – Przecież ona się z jej powodu rozpoczęła.

- Ta komórka burzowa...

- Przez którą przeszedł meteoryt. – Nie daję mu dokończyć. Skracam wszystko abyśmy mogli wreszcie ruszyć z miejsca w tej dyskusji. – Co z nią? 

- Cień, którzy przesuwa się po powierzchni Ziemi, tylko gęstnieje. - Generał pochyla się do przodu, opierając łokcie na kolanach i splatając dłonie. Zupełnie jakby miał mi zaraz powierzyć najwyższej rangi sekret. - Chociaż nie jest w pełnym potencjale swej siły, wkrótce znów zaistnieją podobne warunki do Nocy Blasku. A może nawet lepsze. 

- Co może przebić meteoryt?

- Burza słoneczna. Największa z do tej pory zaobserwowanych. Wybuchnie po stronie Słońca, która będzie skierowana idealnie na wprost Ziemi.

- Chmura wiatru słonecznego pójdzie na nas. – Ojciec Chrzestny kilka razy udzielał mi osobiście lekcji fizyki. Pamiętam każdą jedną z nich. – I Wy myślicie, że to ona zintensyfikuje pozostałe w atmosferze komórki burzowe z Nocy Blasku?

- Uderzenie w ziemskie bieguny magnetyczne – Grayson ocenia naturalny system obronny rodzimej planety. – Samo z siebie wywołałoby burzę geomagnetyczną na Ziemi.

- I zorze polarne na niebie. Niemal wszędzie. Nawet na równiku.

- Chyba nie miałabyś nawet czasu aby je sobie poszkicować.

Rzucam mu ostre spojrzenie, ale on ma rację. Wiatr słoneczny o tej sile zniszczyłby całkowicie pozostałe sieci energetyczne, pozbawiając ludzi prądu. To dzięki niemu część z miast przeniosła się pod powierzchnię. Zostaliby w ciemnościach na lata. Nie jeden kraj, całe kontynenty. A to nie jest jeszcze najgorsze.

- Co wytworzą razem burza słoneczna i pozostałości z Nocy Blasku?

- Nową armię – Grayson rzuca bez chwili wahania. Chce abym to wiedziała. – Dla szanownego Ojca Chrzestnego.

- Żeby była jasność. – Ja też mam coś w tej kwestii do powiedzenia. – Byłam leczona w wielu laboratoriach i w żadnym z nich nie widziałam śladów toczącego się wbrew czyjejś woli eksperymentu.

- Prawda. Kogo nie spotkałem, ten pamiętał słodką podopieczną doktora i pomysł, na który dzięki niej wpadł, by meteoropatów wykorzystać do przewidywania katastroficznych aktywności atmosfery.

- Co? Nie! To wcale tak nie działa. Wiesz o tym przecież!

Nie mogę tego objąć umysłem. Jeśli Ojciec Chrzestny naprawdę posunął się aż tak daleko w swoich badaniach... Nie, nie jestem za to odpowiedzialna. Nie mogę być! Nic nie wiedziałam.

- Po dziś dzień ratujemy ludzi z tych laboratoriów. – Grayson nie ma litości. - Program trwa nadal i zbliża się do swego finału. Lecz Ty możesz to zakończyć i nawet kolejna Noc Blasku nie będzie miała tu znaczenia.

- Bo? – Może i jestem naiwna, ale nie aż tak. Nasze science fiction ma swoje granice.

- Nie zagęszczasz burzowych chmur, tak jak ja. Nie sprowadzasz na świat ciemności w środku dnia. O nie. Ty, Księżniczko, masz w sobie Przejaśnienie, a wszystko w Twoim organizmie aż rwie się, aby to zamanifestować.

Grayson sięga po pobielony kosmyk moich włosów, który w czasie upadku z drabiny musiał wyrwać się ze slotu. Błyskawicznie się podrywam, wstając mimo pędu pociągu, aby tylko przerwać te kłamstwa. On mną manipuluje. Jestem tego prawie pewna.

- Jesteś okiem cyklonu. Co z Twojego powodu się zaczęło, kiedyś na rozkaz tej woli się zakończy.

Wymierzony idealnie w czasie blask przebija mrok. Ostre światło zza szyb na sekundy mnie oślepia. Tracę z oczu wroga, a on tylko na to czekał.

Generał błyskawicznie ciągnie za wajchę hamulca ręcznego pod swoim siedzeniem. Celowo wybrał to konkretne miejsce, a ja przed startem wagonu nawet nie sprawdziłam opcji awaryjnego zatrzymania pojazdu. I dlatego teraz lecę do przodu.

Grayson łapie mnie i przytrzymuje, chroniąc przed upadkiem, gdy pociąg zostaje wyhamowany z siłą.

- Idziemy. – Generał zaraz się podrywa, jeszcze kiedy wagon nie do końca się zatrzymuje. Nie puszcza mnie, tylko ciągnie za sobą aż do drzwi. Już się nie chwieje. Przerażająco szybko wróciły mu siły.

- To nie jest stacja docelowa. – Próbuję się chwycić jednej z poręczy, lecz Grayson w tej samej chwili zeskakuje, zmuszając mnie do tego samego.

- Mylisz się. – Jego oznaki dezorientacji po uderzeniu cegłówką znikały. – Jesteśmy właśnie u celu.

Widok krajobrazu wprawia mnie w osłupienie. Jedna strona tunelu tonie wręcz we świetle, zamiast w mroku podziemi. Odcinek trasy kolei przebiega obok zapadliska. Jaskini, która dawno temu straciła swoje sklepienie. Teraz rosły w niej stare drzewa wysokie na czterdzieści metrów i roślinność sięgająca ramion. Jestem kartografem nieba, ale wiem, co to jest.

Niebiańskie doły.

Kiedy pada sporo deszczu, woda o lekko kwasowym odczynie dostaje się do gleby, a ta z czasem podlega erozji. Powstają podziemne jaskinie i tunele. Jeśli ich sklepienie z biegiem lat też się osłabia, tworzą się takie zapadliska. To jest ogromne. Ma ponad trzysta metrów długości, sto pięćdziesiąt metrów szerokości. Jego głębokość wynosi prawie dwieście metrów. Rozpoznaję je ze zdjęć. I wiem, gdzie jesteśmy.

Region Autonomiczny Kuangsi-Czuang w południowej części Chin.

Odkrycie tej jaskini wzbudziło kiedyś sensację. Mówiono o niej. Była w serwisach informacyjnych i ... w czasie mojego kartograficznego szkolenia. Współrzędne są mi znane. Nadam sygnał.

Grayson puszcza mnie, nie bacząc na tworzący się w mym umyśle plan ucieczki. Gdy ja cofam się o krok bliżej cienia, on występuje do przodu, wprost w promień światła, który zaraz gaśnie. W oddali echem niesie się przekazywany przez fale dźwiękowe odgłos grzmotu pioruna. Zapach elektryczności rozchodzi się w powietrzu. Król Myszy drapie ostrzegawczo we wnętrzu kieszeni kaptura. Zabawa się skończyła.

Rzucam się biegiem, lecz to na nic. Wnet powala mnie odgłos pisku w uchu. Brzmi jak kanał zero w telewizji nastawiony na najwyższą głośność. Słyszałam go wielokrotnie w przeszłości, nigdy jednak w takiej bolesnej skali. Teraz już wiem, że tak piszczy w uszach zbliżający się statek floty burzowej.

Sięgam po broń. Wypada mi z ręki. Nie jestem w stanie jej utrzymać. Nie słyszę też żadnego ze zbliżających się kroków.

- Pozwolisz, że ja to wezmę? – Jestem ogłuszona. Mam taniec białych płatków śniegu przed oczami, który z każdą sekundą pochłania coraz więcej z pola widzenia. – I to też.

Grayson bierze mnie na ręce albo robi to dopiero co utworzone pole antygrawitacyjne. Generał jakby w nim odżywa w młodzieńczej sile. Wymazuje ze swego oblicza wszelkie oznaki zmęczenia i starzenia, praktycznie zrównując nas wiekiem. Znika różnica.

Na granicy utraty świadomości pozostaje tylko jedna myśl: Jak wygrać wojnę, skoro wrogowi ubywa lat, ilekroć tego zapragnie? Oni przeżyją nas wielokrotnie, a nowe pokolenia zapomną, że kiedykolwiek istniał jakiś inny świat.

Antygrawitacja  | Retelling 'Dziadka do Orzechów' w rytmie sci-fiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz