Rozdział IV

5.1K 538 24
                                    

Szłam szybko ciemnymi uliczkami mając nadzieję, że natknę się na Narrana. Nie obchodziło mnie kim on jest, ani jaki ma charakter. Chciałam tylko żeby nic mu się nie stało.
Serce biło mi jak szalone. W wieczornej ciszy można było usłyszeć gwar dochodzący z mijanych przeze mnie domów. Zastanawiałam się czy Felix poszedł za mną.
Miałam nadzieję, że tak.
Nagle przed sobą dostrzegłam jakiś ruch. Zwolniłam. Podeszłam bliżej starając się poruszać jak najciszej.
Tak... Tam rzeczywiście ktoś był.
Narran.
Jego zielona peleryna migotała i zdawała wtapiać się w tło. Był niemal niewidoczny.
Widząc, że jest sam odetchnęłam z ulgą.
Narran rozglądnął się czujnie, a ja szybko schowałam się w cieniu. Ale to nie mnie wypatrywał.
Zrozumiałam to chwilę później, gdy do moich uszu dobiegł odgłos ciężkich kroków.
Schowałam się jeszcze bardziej w cieniu, stanęłam tuż przy ścianie jakiegoś domostwa i obserwowałam.
Z bocznej uliczki wyszła grupa młodzieńców. Ta sama, która była w gospodzie.
Otoczyli Narrana odcinając mu tym samym drogę ucieczki. Mężczyzna powiódł po nich wzrokiem.
Przez chwilę nic się nie działo.
Zaatakowali szybko, niespodziewanie. Z mojego gardła wydobył się cichy, ostrzegawczy krzyk, którego nikt nie usłyszał. Narran uchylił się przed pierwszym ciosem, ale drugi, słabszy dosięgnął go i uderzył w ramię.
Jeden z młodzieńców chwycił Narrana starając się go przytrzymać, a inny uderzył go pięścią w twarz.
Szybko odebrali mu wszelką broń i rzucili w bok.
Obserwowałam z przerażeniem rozgrywające się wydarzenie, lecz byłam bezradna. Myśl, że nie mogę nic zrobić była przerażająca. Znajdowaliśmy się w opuszczonej części miasta, więc wątpliwe było, że ktoś zainterweniuje.
Nagle stało się coś niezwykłego.
Mężczyzna jednym silnym ruchem wyrwał się jednocześnie zrzucając z swojej głowy kaptur. Zielona peleryna zamigotała, gdy ciosem powalił jednego z młodzieńców. Podciął nogi dwóm następnym. Runęli na ziemię.
Przez chwilę zapanowało takie zamieszanie, że nic nie mogłam zrozumieć z tego co widziałam.
Jedno wiedziałam na pewno: Narran walczył niesamowicie.
Niedługo potem kilku młodzieńców zaczęło się wycofywać. Pozostali nadal bronili się i atakowali, lecz szło im to niezbyt dobrze.
Nie wierzyłam własnym oczom. Byłam świadkiem wydarzenia, które, według mnie, graniczyło niemal z cudem. Jeden mężczyzna pokonywał grupę silnych młodzieńców.
Była to zapewne zasługa wielu ćwiczeń i doświadczenia zdobytego w trakcie wędrówki.
Co prawda czasem któremuś z łobuzów udawało się uderzyć Narrana. Nieraz bardzo mocno. Niekiedy wydawało mi się, że mężczyzna zostanie pokonany przez grad ciosów.
Tak więc, mimo niezwykłych umiejętności tajemniczego Narrana, nadal się niepokoiłam o wynik bójki.
Jednak po jakimś czasie większość grupy już się wycofała nie chcąc mieć do czynienia z kimś tak doświadczonym.
Narran niemal bez trudu poradził sobie z pozostałymi przeciwnikami. Jednego z nich uderzył w twarz tak, że ten uciekł trzymając się za krwawiący nos. Drugi został przewrócony na ziemię. Wstał jak najszybciej, po czym odbiegł rzucając przez ramię przerażone spojrzenia.
Trzej kolejni zostali pokonani w podobny sposób.
Narran patrzył chwilę za odbiegającymi młodzieńcami, a dopiero kiedy zniknęli mu z oczu oparł się o mur i wytarł twarz z krwi. Wydawał się zmęczony. Delikatnie potarł swoje ramię sprawdzając czy nie jest złamane.
- Nic panu nie jest? - zapytałam wychodząc z ukrycia.
Narran spojrzał na mnie z niejakim zdziwieniem.
- Nie - rzekł po chwili. - Dziękuję za troskę panienko.
Jego głos był zaskakująco miły.
- To dobrze. - Ośmielona podeszłam bliżej, i przyjrzałam się mu uważnie.
On natomiast zmierzył mnie wzrokiem. Nasunął kaptur na głowę zasłaniając oczy i zaczął zbierać broń. Łuk, strzały, kilka noży...
- Oczywiście, że dobrze - mruknął. Zdziwiła mnie jego rozmowność. Zupełnie nie tego się spodziewałam.
- Jak masz na imię? - zapytał mężczyzna po chwili.
- Evelyn.
- A ja Narra...
- Wiem - przerwałam mu.
Spojrzał na mnie uważnie.
- Byłaś w gospodzie? - To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
Skinęłam głową.
W tej chwili usłyszeliśmy odgłos szybkich kroków. Naszym oczom ukazała się wysoka postać.
Felix.
- Evelyn... - zaczął na mój widok, lecz niemal natychmiast zamilkł, gdyż zauważył Narrana. Obydwaj zmierzyli się wzrokiem. Felix patrzył z ciekawością, Narran z niechęcią.
- To Felix, mój przyjaciel - wyjaśniłam szybko.
- Miło mi - dorzucił młodzieniec.
Brak odpowiedzi.
Z zakłopotaniem przeczesałam palcami swoje czarne, długie włosy.
Po chwili odciągnęłam Felixa na bok.
- Doszło do bójki - poinformowałam go na co on zmarszczył brwi. Nic nie rozumiał.
- Narran ich pokonał - powiedziałam.
- Że co?! - Felix nie ukrywał zdumienia. - On sam?
- Wiem, że to nieprawdopodobne, ale tak. Gdybyś widział jak on walczy!
Mój przyjaciel spojrzał na mnie uważnie.
Odwróciłam się do Narrana.
Mężczyzny nie było. Zobaczyłam jeszcze jak znika w ciemnościach.
Pobiegłam za nim.
Słyszałam jak Felix biegnie za mną. Po chwili mnie przegonił i dogonił Narrana. Chwycił go za ramię i obrócił mężczyznę w miejscu. Niebieskie oczy młodzieńca napotkały jego lodowate spojrzenie.
- Ładnie to tak odchodzić bez pożegnania? - spytał Felix, trochę zbyt śmiałym głosem.
- Oczywiście, że nie - warknął Narran po czym wyrwał się mojemu przyjacielowi. Jego sympatia ulotniła się bez śladu.
Znowu powędrował drogą.
- Gdzie pan idzie? - zawołałam za nim.
- Nie wasza sprawa - usłyszałam jeszcze zanim zakapturzona postać zniknęła mi z oczu.

Tom I - Zielona pelerynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz