#26

5.4K 344 2
                                    

Droga do mojego domu minęła w niekomfortowej ciszy, dlatego zdziwiłam się, kiedy Harry wyszedł z samochodu, kierując się w stronę wejścia.

Na ganku czekał już jakiś obcy mężczyzna z nim. Nie zmienił się za bardzo, wciąż byłam do niego łudząco podobna.

- Dzień dobry. - uśmiechnął się ten pierwszy, podając mi dłoń, którą uścisnęłam. Następnie przywitał się ze Styles'em. - Jestem Robert Daniels.

- Witam. - odpowiedział za nas Harry, za co byłam mu naprawdę wdzięczna, ponieważ czułam się wytrącona z równowagi, kiedy patrzyłam na człowieka, którego nazywałam ojcem. Milczał, spoglądając na mnie. Jeżeli oczekiwał, że jako pierwsza zrobiłabym jakiś krok w jego stronę, to miał naprawdę bujną wyobraźnię.

- Może wjedziemy do środka? - kolejny raz odezwał się mój towarzysz. Skinęłam głową, otwierając drzwi.

Usiedliśmy w kuchni przy stole.

Prawnik rozłożył jakieś papiery i wyciągnął długopis z teczki.

- Jako, że pani Hill jest w szpitalu, to pani ją zastąpi. - prychnęłam, zwracając tym uwagę ojca.

- Pani Hill nie będzie już w stanie zrobić czegokolwiek. - mruknęłam cicho, mrużąc oczy.

- Och, czyli nie może się już ruszać? - Boziu, jaki ten prawnik był głupi.

- Nie, ona nie żyje. - wzruszyłam ramionami, chciałam udawać, ale w środku wręcz mnie rozrywało. Miałam ochotę rzucić się na ojca, ponieważ to przez niego mama trafiła do tego szpitala, to przez niego, przez tą cholerną noc, kiedy go szukała miała wypadek.

- Theresa... Naprawdę? - wow, jak dawno nie słyszałam jego głosu. Był głęboki i ciepły. Uwielbiałam, kiedy czytał mi bajki na dobranoc, ponieważ jego ton pomagał mi spokojnie zasnąć.

- Tak. Przeliterować Ci to, żebyś zrozumiał? - poczułam dłoń na kolanie, która delikatnie, lecz stanowczo je ścisnęła. Ugryzłam się w język, aby nie wydrapać mu oczu.

- Więc dom zostaje automatycznie przypisany panu, panie Johnson. - uśmiechnął się prawnik, jednak mój ojciec milczał, jakby nie potrafił przyswoić informacji o śmierci mamy. Nie wierzyłam w jego durne gierki, liczył, że weźmie mnie na litość. Nie w tym życiu.

- Myślę, że jednak nie. Chyba ich córka ma prawo głosu, prawda?

- Właściwie to nie. Takie samo prawo mają tutaj dzieci pana Johnsona, ponieważ matka pani Hill nie żyje, więc...

- Więc ojczulek zajmie się swoją nową rodzinką, a mnie wyrzuci na bruk. - powiedziałam przesłodzonym tonem, gwałtownie wstając. - Kiedy pięć lat temu mówiłam Ci, jak bardzo Cię nienawidzę, nie przypuszczałam, że mogę zatracić się w tym jeszcze bardziej, ale dzisiaj przekonałam się o tym i postanowiłam. - urwałam na moment, spoglądając wprost w jego oczy.

- Ty już nigdy nie będziesz miał prawa nazywać się moim tatą.

(not) just my schoolgirl / h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz