3 (Wybieraj)

15.8K 523 86
                                    

~* * * ⁂* * * ~

Odwróciłam się powoli na drżących nogach. Mój ulubiony fotel, umieszczony w najdalszym zakątku salonu, zajmował mężczyzna w kominiarce. Ubrany cały na czarno. Czarne spodnie, czarna rozpinana koszula, czarna kominiarka. Opierał kostkę jednej nogi na kolanie drugiej, więc dało się zauważyć, że buty też miał czarne. Wszystko pod kolor pistoletu, który opierał o udo.

— Odwołasz wszystko, co o mnie wypaplałaś — powiedział. — Jeśli nie, doświadczysz żałoby.

Brzmiał, jakby nie dbał o to, co mówił, lecz dostrzegałam wściekłość w jego spojrzeniu. Przełknęłam głośno ślinę i potrząsnęłam posłusznie głową. Z nerwów i przerażenia chciało mi się wymiotować.

— Zaloguj się na stronie swojego banku — zarządził, na co uniosłam brwi w zdziwieniu. — Gdzie twój laptop? Zaloguj się na twoje pieprzone konto.

— Już, już — wybąkałam.

Podeszłam do torby leżącej na meblościance i wyjęłam komputer. Postawiłam go na stole kuchennym. Kiedy się włączał, zauważyłam kątem oka, że intruz idzie w moją stronę. Spojrzałam na nóż do krojenia chleba, leżący na drewnianej desce pośrodku stołu. Zaświerzbiała mnie ręka. Popatrzyłam na mężczyznę. Stał dwa kroki dalej, z rękami schowanymi za plecami. Poczułam, jakby rzucał mi wyzwanie.

Oblała mnie fala gorąca. Zalogowałam się na stronie mojego banku i spojrzałam wyczekująco na zbira. Podszedł bliżej, patrząc bacznie w ekran.

— Siedem tysięcy z debetem? — zapytał drwiącym tonem. — Majątek.

— Chcesz mnie okraść? — wypaliłam, niesiona oburzeniem.

Zaśmiał się brzydko. A potem nagle wyciągnął rękę zza pleców i w mig przystawił pistolet do mojej brody. Naparł całym swoim ciałem, popychając mnie na ścianę. Uderzenie wybiło mi powietrze z płuc.

— Ty mnie okradłaś, suko.

Zaczęłam ciężko dyszeć. Ogarnięta panicznym strachem odbierający zdolność trzeźwego myślenia, nie zdołałam nic odpowiedzieć na ten absurdalny zarzut.

— Miałem zarobić sto tysiaków, ale przez ciebie te pieniądze przeszły mi koło nosa. Odrobisz je, rozumiesz? — Przycisnął mocniej lufę do mojej skóry. — Dam ci wybór jak — zniżył głos i przeniósł wzrok z moich oczu na dekolt.

Zimny metal musnął mi szyję i przesuwał się dalej w dół. Struchlałam, czując chłód między piersiami, ciągnący się niżej i niżej.

— Proszę, nie — wydusiłam, spodziewając się najgorszego.

Zbir jedną ręką poluzował wiązanie szlafroka, drugą oparł pistolet na ledwie już splątanym pasku i popchnął. Poły szlafroka rozchyliły się, ujawniając wąski pasek mojej nagiej skóry. Mężczyzna nie spuszczał wzroku z mojego dekoltu, a ja nie spuszczałam wzroku z jego zamaskowanej twarzy. Miałam na wyciągnięcie ręki ozdobną wazę kuchenną.

Już miałam ją złapać, gdy zbir popatrzył mi w oczy i ponownie przystawił pistolet do brody.

Zielone, pomyślałam. Miał zielone oczy. Bardzo ładne zresztą, o ciemnej oprawie. Cóż za marnotrawstwo natury. Taki potwór nie zasługiwał na jakiekolwiek pomyślności w loterii genetycznej.

— Mogę cię oddać pewnym znajomym — zaszemrał. — Oddasz dług w tydzień.

Zrobiło mi się tak słabo, że prawie straciłam przytomność.

— Albo... — kontynuował złowieszczym głosem. — Zostaniesz moją przydupaską. Zrobisz wszystko, co ci każę, a za każde wykonane zadanie odejmę ci parę centów z długu.

She wanna be a GOOD GIRLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz