03. Da mihi factum, dabo tibi ius.

12.9K 729 128
                                    

#Grzech - zostawcie swoje wrażenia na Twitterze ♥

Część jej świadomości nasłuchiwała odgłosu deszczu, a zmysły odnotowywały zapach, który tak bardzo uwielbiała. Druga część krążyła wokół słów oskarżonego. Poczuła nagły niesmak w ustach, gdy na myśl przyszedł jej własny ojciec.

Czy tata miał jakieś powiązania z ośrodkiem? I jakim cudem twierdził, że mnie znał, chociaż widziałam go po raz pierwszy? – głowiła się po stokroć, choć analityczny umysł nie przywołał żadnego wspomnienia.

Dotychczas uważne oczy wykazywały intensywne zamyślenie. Podgryzała dolną wargę na przeklęte uczucie frustracji. Jak wyciągnąć informacje od kogoś, kto nie ma nic do stracenia?

Dźwięk miękkich kroków zapowiedział zbliżającego się Rhysa. Mężczyzna przystanął kilka kroków od ciemnowłosej.

– Hamilton. – Wywołał ją z głębin, w których niemal tonęła.

Pobudzona tembrem niskiego głosu, zarejestrowała nagły dreszcz, który przebiegł w dół jej kręgosłupa. Odczuła go wyraźnie, był niczym delikatne tarcie elektronów. Brunet wysunął w jej stronę kubek z gorącym napojem. 

Nox z westchnieniem wyciągnęła rękę z flauszowego płaszcza, by przyjąć porcelanę. Doceniła jej ciepło, zaaprobowała smak świeżo zaparzonej kawy, gdy tylko zamoczyła w niej usta.

– Co zatruwa twoje myśli? – wychrypiał, sięgając po paczkę z komody.

Noxanne obserwowała, jak Rhys niczym zbuntowany nastolatek oparł nogę na wnęce okiennej, oparł się plecami o ścianę, a następnie wsunął papierosa do ust. Resztę precyzyjnie rzucił na stół. Poświęcił chwilę, by ogień z zapalniczki rozpalił tytoń. Miał ciemne włosy, pulchne, nieco spierzchnięte wargi, dojrzałe, wyrzeźbione latami doświadczenia mięśnie, które opinała czarna koszulka, a przy tym przetarte, dość wiekowe jeansy.

Prawniczka upiła łyk kawy, zanim przemówiła.

– Pamiętasz jak mówiłam, że kiedyś wdepnę w potężne, śmierdzące gówno? – mruknęła, odwracając spojrzenie na horyzont.

Z domu nieco starszego od niej gliniarza była w stanie dostrzec korony strzelistych drzew, które rozciągały się przez cały las. Wiatr z deszczem targał nimi we wszystkie możliwe strony.

– Och nie... – Usłyszała tylko.

– O tak. – Kliknęła językiem o podniebienie, zanim zielone oczy padły na mężczyznę. – Wdepnęłam... aż po pas. Może nawet i po pachy.

Chmura dymu rozpłynęła się w powietrzu, drażniąc przy tym nozdrza szatynki. Rhys liznął czubkiem języka górną wargę, a przy tym kręcił kpiąco głową.

– W co tym razem się wpakowałaś, panno mam-odpowiedź-na-wszystko? – Pstryknął papierosem przy popielniczce, nim znów zaciągnął się dymem i wypuścił chmurę prosto w sufit. – Włamanie? Porwanie? Jakieś oszustwa podatkowe?

– Morderstwo. – Nawet wydźwięk kobiecego głosu był chłodny. – Seryjne, z premedytacją.

To był moment, w którym ich oczy się spotkały. Głęboka leśna zieleń chłonęła oceaniczne czeluści błękitu. To jedno słowo przyprawiło go o niepokój. Z roztargnieniem przebiegł palcami przez burzę kasztanowych włosów, jak gdyby próbował pozbyć się nieprzyjemnego uczucia.

W obronie grzechu +18Where stories live. Discover now