8. Czy za każdym razem musi spadać?

43 9 10
                                    

Miejsce w którym się znajdowała było bardzo mroczne. Srebrzyste obłoczki które przypominały kształtem ludzi unosiły się nad podłożem. Widziała chłopaka w lotniczej kurtce trzymającego za rękę dziewczyne która wyglądała jak wyciągnięta z lat czterdziestych.

Sama Bozzelli miała w ręku swój oszczep zrobiony z wierzby bijącej. Próbowała krzyczeć żeby zwrócić na siebie uwagę czarnowłosego. Wyglądał na najbardziej żywego spośród tych wszystkich ludzi.

- Di Angelo!- zebrała całą siłę i głośno zawołała, nie wiedząc w sumie kogo wołała.

Najwyraźniej faktycznie tak się nazywał ten blady chłopak bo się popatrzał w jej stronę. Puchonka czuła się na coraz mnie żywą.

- Hazel, trzymaj się mnie.- mruknął do złotookiej podchodząc.- Wyglądasz na żywą... ty jesteś z obozu herosów. Kojarzę cię, co ty tutaj robisz?

Kiedy podał jej rękę, czuła że nie odleci.

- Jestem w swojej wyobraźni. Mój zbuntowany przyjaciel z moich myśli mnie tutaj wysłał. Więc sądzę że cię kiedyś znam skoro mój mózg to wytworzył.- mówiła bez przerwy Cindy gdy jej nowi znajomi dziwnie na siebie spoglądali, w sumie na nią też.- Nie pamiętam co to obóz herosów, przecież mój mózg nie mógł teraz tego wymyślić.

- Bozzelli, tak miałaś nazwisko?- spytał chłopak gdy szli w stronę wyjścia tego dziwnego miejsca przypominającego pole.- Spróbuj mnie zapamiętać a może więcej rzeczy sobie przypomnisz, Nico di Angelo. Myśleliśmy że umarłaś.

- Co?- spojrzała na niego zdziwiona.- Kto to my oraz czemu ta dziewczyna jest jakaś nieobecna?

- Kiedy wyjdziemy z Podziemia bardziej się obudzi, teraz tylko zapamiętuje połowicznie. Bozzelli nie chcę cię martwić ale, to gdzie teraz jesteś to prawdziwe miejsce.- wytłumaczył Nico patrząc przed siebie.- Trzeba będzie cię zabrać do Chejrona.

- Kogo?- spytała zdziwiona.

- Tego niestety się już nie dowiesz.- rzekł Chronos stojąc z szklanką w ręku. Najwidoczniej wezwał ją znowu do jednej z misji. Znajdowała się w nowocześnie urządzonym biurze.- Witam cię ponownie i przepraszam, za nieporozumienia w drodze do mnie. Niestety, miałaś się zjawić szybciej jednak technologia zawodzi. Dzisiaj chciałabym żebyś porozmawiała z zagubioną duszą, chłopakiem. Wrócisz do domu gdy dasz mu najlepszą radę.

- Dobra, a w takim scenariuszu kiedy dostanę informacje o moim dawnym życiu?- spytała zaniepokojona.

- Spokojnie, na wszystko przychodzi czas. Wyczekuj paczki lub listu ode mnie, będziesz wiedziała od kogo to.- mężczyzna uśmiechnął się.- Jakby wspominał o Kronosie, panie czasu to nie zwracaj na to uwagi. Obecnie znajdujemy się bardziej w tysiącdziewięcsetsiedemdziesiątymszóstym, to o czym będzie mówił nastąpi w przyszłości. Żegnam, miłej rozmowy. Miej nadzieje że bardzo cię ona nie przygnębi.

W momencie w którym Pan czasu się rozpłynął, do biura wszedł wysoki blondyn z blizną na prawie całej twarzy. Wyglądał jakby nie spał od kilku dni. Spojrzał na dziewczynę zdziwiony.

- Cholera, kolejna agentka z obozu herosów? Powiedz co chcesz zanim cię zabije.- westchnął.

- Czemu wszyscy ciągle mówią o tym obozie gadają? Przysięgam na Styks że w mojej obecnej formie nie pamiętam go.- rzekła twardo dziewczyna a niebieskooki spojrzał na nią jak na idiotę.- Co to był Styks?

- Rzeka, na której nie polecałbym składać przysiąg. W ogóle nie polecam składania obietnic.- nerwowo się zaśmiał siadając na fotelu.- Skoro nie jesteś z obozu herosów to może z obozu Jupiter? Bo chyba się tutaj tak magicznie nie pojawiłaś.

- W zasadzie tak właśnie się tutaj pojawiłam. Jestem posłanką twojego Pana żeby zadbać o twój komfort psychiczny.- wymyśliła na szybko.- Spokojnie, nie mam żadnego podsłuchu czy coś. Jestem Cindy.

- W to bym mógł uwierzyć, w końcu łatwiej przygotować moje ciało do przyjęcia Kronosa
gdy się nie stresuje.- odrzekł krótkowłosy.

- Możesz mi więcej o tym opowiedzieć, ulży tobie na serio.- zachęcała go Bozzelli gdy on kręcił głową.- Dobra to ja zacznę od mojego wyznania. Nie pamiętam jak się walczy.

Blondyn uniósł kącik ust do góry.

- W dzisiejszych czasach to trochę kiszka nie wiedzieć jak walczyć.- zaśmiał się ponuro.- Gdy byłem jeszcze w obozie herosów, pomagałem herosom się uczyć walczyć. To dlatego teraz tak trudno się z nimi walczy. Wolałbym gdyby po prostu się poddali, byłoby to mniej przygnębiające dla mnie.

- Widzisz? Od razu jest ci lepiej! Powiedz co ci na sercu leży.- spojrzała na niego oczekująco.

- Skoro nie jesteś szpiegiem to co mi szkodzi. Tylko zdaj sobie sprawę z tego że jak powtórzysz to komukolwiek, moi ludzie raczej cię zabiją.- powiedział bez zawahania bliznowaty.- Nazywam się Luke Castellan i mam poważny problem którego nie mogę rozwiązać. Stanę się ciałem Kronosa oraz złamałem bardzo ważną obietnice.

Cindy przysłuchiwała się wszystkiemu bardzo uważnie. O tym jak Luke zdradził Olimp, jak zdradził swoich przyjaciół z obozu herosów. Musiał z nimi walczyć, nawet z Annie której obiecał wcześniej bycie dla niej rodziną.

- Luke, naprawdę nie mam pojęcia jakim cudem bo tym wszystkim nie zwariowałeś. Zrobiłeś dużo złego ale, możesz to chyba naprawić.- wywnioskowała puchonka patrząc mu prosto w oczy.- Na twoim miejscu poszłabym do tej Chase zapytać czy pomoże Tobie. Z twoich opowieści brzmiało że bardzo się o ciebie martwiła.

- Ja, dziękuje.- chłopak mruknął praktycznie do siebie.

- Czuje że jesteśmy tacy sami Castellan, dlatego też wierzę w ciebie oraz w twoją chęć zmiany strony.- rzekła podchodząc do niego.

- Cindy, nie mów tak. Ty zapewne nie zdradzasz swoich przyjaciół w potrzebie. Ty i ja nie jesteśmy tacy sami, ja jestem prawie diabłem kiedy ty bardziej przypominasz anioła.- szepnął przytulając się do niej.

- Przykro mi ale, muszę już wracać do mojego domu. I chyba nie jestem aniołem. Nie trać wiary w siebie, Luke'u Castellanie.- mówiła gdy odchodziła w stronę drzwi.- Trzymaj się.

Z takimi słowami zostawiła go samego w jego biurze. Gdy przekroczyła drzwi, świat zawirował. Poczuła wiatr we włosach. Udało jej się wykonać kolejną misję Chronosa, chyba pozytywnie. Niestety, gorszą stroną tego było ponowne spadanie z nieba.

Czy za każdym razem musi spadać?

Wiedziała że w każdym ze scenariuszy wpada do jeziora, nawet gdyby magicznie znowu zrobiła spadochron z powiększonej chustki oraz jej oszczepu ze bijącej wierzby. Gdy odmawiała modlitwy do praktycznie wszystkich bogów greckich jakich pamiętała to poczuła jak zaczyna wolniej spadać. Wiatr pchał ją w stronę brzegu.

Wylądowała na dwóch nogach, nawet stabilnie. Nie wiedziała komu dokładnie miała dziękować ale po prostu to robiła

Poczuła głód, może dlatego że ktoś przerwał jej jedzenie. Udała się znowu do szkolnej kuchni.

Gałązka wierzby bijącejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz