Znów w Paryżu - część 34

444 27 1
                                    

Wiadomość o zaręczynach wszyscy przyjęli pozytywnie, no prawie wszyscy. Brian nie był zbyt
zachwycony, miał nadzieję, że jeszcze wszystko ulegnie zmianie i będzie mógł spróbować swoich
sił podbijając do Paula. Miedzy innymi z tego powodu ślub postanowili zorganizować w
najszybszym możliwym terminie. John uparł się, że on przejmie wszystkie najważniejsze
obowiązki dotyczące organizacji. Ślub w Paryżu, upojna noc na wierzy Eiffela zorganizowana przy
pomocy Georga i Ringa. Nic nie mogło się nie udać.
- Dzisiaj w końcu będziesz moim mężem. - Powiedział John Poprawiając muchę swojego
narzeczonego.
- A ty moim. - Odparł nieobecnym głosem Macca.
- Ej, co jest?
- Czy my na pewno dobrze robimy?
John poczuł ja zatrzymuje mu się serce. O czym Paul mówił? On chyba nie miał zamiaru...
- Paulie, masz jeszcze trzydzieści minut, chcesz się wycofać?
McCartney spojrzał na narzeczonego niepewnym wzrokiem. Faktycznie taka myśl przeszła mu
przez głowę. No bo gdy naprawdę, oficjalnie się pobiorą wszystko może ulec zmianie, kto wie czy
coś nie zacznie się psuć. Dodatkowo, na pewno nie tak łatwo będzie już ukryć ten związek przed
światem, przynajmniej nie na długo.
- Paulie, nie rób mi tego. To na pewno z nerwów. - W oku Johna błysnęła samotna łezka.
- Może masz rację. Przytul mnie Johny.
Lennon mocno przytulił narzeczonego. Sam też bardzo się denerwował ale ktoś musiał pokazywać
siłę. Trochę za ponad godzinę będą najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Wtedy już zawsze będą
razem. Na dobre i na złe. Nie będzie na świecie czegoś co byłby w stanie ich rozdzielić.
Przynajmniej tak zakładał John.
- Gotowy? - Zapytał z pogodnym uśmiechem.
- Gotowy.
- Wiesz, że właśnie spełnia mi się największe marzenie?
- I mój sen z Hamburga. - Dorzucił Paul zamykając drzwi pokoju hotelowego.
Z przyczyn oczywistych nie mogli pobrać się w kościele w obecności księdza. Zresztą to nie miało
dla nich wielkiego znaczenia. Ślub był dla nich symbolem bo oni od dawna traktowali siebie jako
męża i... męża. Uroczystość odbywała się w niewielkim francuskim urzędzie gdzie zgromadziła się
najbliższa rodzina i znajomi – Brian nie został zaproszony. Ringo i George cieszyli się ze szczęścia
przyjaciół. Nie miało znaczenia to z kim żywą ważne, że są szczęśliwi i się kochają. A przecież w
ich własnych piosenkach powiedziane jest „All you need is love” Trochę inaczej malowała się
sprawa z ojcem Paula i ciotką Johna. Nadal ciężko było im zrozumieć wybór jaki mężczyźni
podjęli. Nie byli pewni czy kiedykolwiek go zrozumieją mimo to postanowili wspierać ich w ich
decyzjach.
Nie mogący oderwać od siebie wzroku narzeczeni stali jak zaczarowani a gdzieś w tle słyszeli
słowa urzędnika pytającego czy ktoś ma wiedzę, która mogłaby przeszkodzić w zawarciu tego
związku. Oczywiście, że nikt nie miał. Jedyna osoba, która mogła mieć jakikolwiek sprzeciw nie
została zaproszona więc wszystko pójdzie gładko. W tym jednak momencie otworzyły się drzwi
sali i wszedł przez nie Brian. Nie był jednak sam, za rękę prowadził młodą dziewczynę. Jakby sam
Epstein stanowił zbyt mało kłopotów, kobieta którą przyprowadził była w ciąży.
- Jeśli można. - Oczy wszystkich zwróciły się w stronę mężczyzny. - Mam pewne informacje, które
mogą wpłynąć na podjęcie najważniejszej decyzji w życiu tych panów. Otóż podczas ostatniej trasy
koncertowej na jednym z bankietów. John poznał się z tą oto kobieta i oto efekt ich krótkiej
znajomości.
Przez salę przeszedł szum zdziwienia. Przecież John nie był taki, nie od kiedy związał się z Paulem
i obiecał, że już nigdy go nie skrzywdzi. Harrison spojrzał na Ringa kręcąc głową, oni też w to nie
wierzyli. Jeśli chodzi o głównych zainteresowanych tej całej sytuacji... stali, wlepiając oczy w
Briana. John wiedział, że to kłamstwo ale jak miał to udowodnić. Bał się, ze teraz straci Paula bo
ten mu nie uwierzy. McCartney obserwował uważnie całą trójkę i starając się zachować trzeźwość
umysłu.
- Ja tą kobietę widzę pierwszy raz na oczy. - Powiedział zdenerwowany John. - Paul, byłeś przecież
ze mną przez cały czas.
- John, jest kilka imprez których nie pamiętamy. - Odparł zamyślony. - Myślisz, że może to być
jeden z tych dni?
- O nie, na pewno nie. - Ściszył głos i nachylił się do narzeczonego. - Mówiłem ci, że chcę się
kochać tylko z tobą. Nawet jak jestem pijany to o tym pamiętam.
- No ale co ta pani tu robi?
- Nie wiem. Nie zdradziłbym cię drugi raz Paulie, nie ma takiej opcji. Przecież Brian to szuja,
zrobiłby wszystko, żeby do tego ślubu nie doszło. Ale ślub się odbędzie i potem to wyjaśnimy.
- John ale...
- Proszę Paul, nie wycofuj się. - John czuł na sobie wzrok wszystkich zgromadzonych, ponownie
zwrócił się szeptem do McCartneya. - Pamiętasz naszą rozmowę we Włoszech? Tą, że ja na kobiety
się już nie patrze? Bo mnie kobiety już nie pociągają. Tylko ci nie mówiłem bo byś mnie od gejów
wyzwał.
Zaskoczony Paul wciągnął głośno powietrze. No kto by pomyślał, Johna nie pociągają już kobiety,
w sumie to nawet Paula radowało.
- Czy możemy już kontynuować? - Zapytał Lennon.
- Nie teraz.
Paul odszedł od ołtarza. Swoje kroki skierował w kierunku Briana i tajemniczej kobiety. Zmierzył
mężczyznę groźnym spojrzeniem po czym zadał ciężarnej serię pytań dotyczących zarówno Johna
jak i jego zwyczajów łóżkowych. Na żadne z pytań nie potrafiła odpowiedzieć konkretnie, zawsze
dawała wymijająca odpowiedź. Kiedy Paul zapytał czy podczas ich domniemanego stosunku John
zachowywał ciszę czy raczej wył jak zwierze przyzwane z głębin piekieł miał już pewność, że
kobieta kłamie. Powiedziała, że Lennon zachowywał się cicho jak mysz a kto jak kto ale Paul był
świadom, że John nie umie zachować ciszy nawet gdy musi. Ileż to razy zatykał mu usta poduszą
lub ręką gdy mieszkali razem z ojcem McCartneya.
- Brian zabierz panią. Odstaw do domu. Daj jej płytę z naszymi autografami bo to jej pierwsze
spotkanie z którymkolwiek z nas tak wiec spierdalaj człowieku i pogódź się ze swoim
losem. - Powiedział milutkim głosem po czym odwrócił się i odszedł.
Epstein wkurzony i zawiedziony opuścił salę. Stracił swoją ostatnią szansę. Zdezorientowana
kobieta poszła zaraz za nim. Paul z uspokajającym uśmiechem przemierzał salę aż wreszcie stanął
obok Johna i puścił mu oko.
- O czym z nią gadałeś? - Zapytał nadal zdenerwowany cała sytuacją John.
- O tym, że płaczesz przez sen i moczysz się w nocy.
Mężczyzna zaśmiał się i pokręcił głową, ale jednak...
- No ale, gadałaś z nią czyli mi nie wierzyłeś?
- Johny, wierzyłem. Tylko wolałem się upewnić, żeby nie krzywdzić tej kobiety i jej dziecka. - Po
tych słowach zwrócił się do urzędnika. - Czy możemy przejść już do sedna sprawy?
Dalszy przebieg ceremonii odbył się bez żadnych zakłóceń. Paul trzymał Johna za ręce a ten z
czułością patrzył mu w oczy. Z niecierpliwością czekali na moment w którym będą mogli
powiedzieć sobie „tak” i wymienić się obrączkami. Kiedy wreszcie nadszedł i mogli po raz
pierwszy pocałować się jako małżeństwo Lennon tak przyssał się do swojego małżonka, że ten
zapomniał jak oddychać. Całą salę wypełniały oklaski i wiaty, które oczywiście zapoczątkowali
najlepsi przyjaciele oraz brat McCartneya. Skoro dobrowolnie ubezwłasnowolnili siebie nawzajem
należało to uczcić. Niewielka impreza dobywała się w jednej z restauracji nieopodal słynnej wieży.
Godziny tańców i wyżerki to coś czego teraz im było trzeba. Atmosfera wreszcie zaczęła się
rozluźniać i wszystko wracało do normy po wcześniejszych zakłóceniach. Jim McCartney właśnie
tańczył z ciocią Mimi a Ringo biegł do toalety. Kwadrans temu założył się z Georgem o to kto zje
więcej żabich udek i nie zwróci wszystkiego. Jak widać przegrał, za to Harrison nadal miał świetny
apetyt. Szczęśliwi małżonkowie obserwowali wszystko z zaciemnionego rogu sali gdzie siedzieli
przytuleni rozmawiając i śmiejąc się z gości.
- Słuchaj, a nie pomyślałeś sobie tam w kościele, nawet przez ułamek sekundy, że fajnie byłoby być
ojcem?
Na to pytanie John miał odpowiedź gotową od bardzo dawna. Lekko spochmurniał i wzrok w swoje
palce.
- Nawet nie wiesz, jak często mnie to męczy.
- Mnie także. - Paul dołączył do niego w zamyśleniu.
- Wiesz... - Zaczął niepewnie. - Zawsze jest opcja adopcji.
Paul pokiwał głową.
- Ale na razie mamy Marthę i ona nam wystarczy.
Paul spojrzał na zegarek i rozpromienił się, już czas.
- Chodź, idziemy na wieżę. Mam niespodziankę. - Wstał ciągnąc Lennona za rękę.
Wieża Eiffela, jedno z ważniejszych miejsc w ich związku. Paul nie mógł nie wykorzystać takiej
okazji, zawsze chciał dobrać się do Johna w tym miejscu a noc poślubna była do tego idealna. Przy
małej pomocy przyjaciół przygotował wszystko co było trzeba. U władz miasta wykupił również
wyłączny dostęp do wieży na całą noc i do południa dnia kolejnego. Geroge i Ringo zaraz po
ceremonii zanieśli tam materac i inne rzeczy o które prosił Paul. Lennon był zaskoczony tym co
zastał na tarasie widokowym. Paryż nocą był jeszcze piękniejszy niż za dnia.
- Mój kochany, mogę cie tu udusić lub zgwałcić i znajdą cie dopiero jutro w południe. Którą opcję
wybierasz? - Zapytał rozbawiony Paul, przytulając się do pleców swojego partnera i obejmując go.
- Udusić? Nie. Zgwałcić? Co to za gwałt jeśli ja też chcę? - Ironizował Lennon. - Poza tym udusił
byś własnego męża.
- Bardzo się cieszę, że wybrałeś opcję numer dwa.
Macca bardzo powoli przesunął swoje dłonie do guzika w spodniach mężczyzny. Odpiął go a
następnie zabrał się za rozporek. Robił to wszystko jedną ręką. Druga wślizgiwała się właśnie w
slipy Johna namiętnie masując jego krocze. Spodnie spadły zaraz po nich bielizna. Nie przestając
zadowalać swojego partnera Paul zabrał się do zdejmowania swoich spodni.
- Powiem ci, że dawno się tak mną nie zająłeś. - Syknął Lennon przez zęby.
- Specjalnie żebyś był spragniony na dziś. - Odparł przyspieszając pocieranie i obracając ręką w
nadgarstku.
- Przecież ja zawsz.. Jezu! Gwałć mnie. - Mówił ochryple John.
- Cicho siedź, złap się barierki i pochyl.
John bez słowa zrobił to o co Paul prosił, chciał więcej, dużo więcej. Nie musiał długo czekać.
Kilka sekund później poczuł jak Paul wchodzi w niego. Przed oczami zrobiło mu się ciemno,
chwilę zajęło mu zorientowanie się gdzie jest. Czy to było niebo na ziemi? Mógł przysiąc, że tak.
McCartney nie dawał mu chwili wytchnienia. A jego jęki sprawiały, że John też już nie
wytrzymywał.
- Paul, ja już dłużnej nie wytrzymam. - Wydyszał.
- Jak nie wytrzymasz to puść. - Odpowiedział mężczyzna pomiędzy jękami.
- Ty cholerny basisto. - Zawył dochodząc Paulowi w dłoni.
Chwilę później również i on doznał spełnienia gdy niezliczony raz wlał w Johna cząstkę siebie.
- Jesteś niesamowity mój mężu – Powiedział podniośle do Paula dziesięć minut później, popijając
szampana.
- Więc czeka nas niesamowita przyszłość. - Odparł Macca.
Leżeli tak patrząc w gwiazdy przez całą długą noc. Nie mówili zbyt wiele bo nie było takiej
potrzeby. Po prostu cieszyli się swoim szczęściem i nadchodząca przyszłością. Przez ostatnich kilka
lat wydarzyło się więcej niemożliwych rzeczy niż przez całe ich życia byli zatem ciekawi co
takiego przyniesie im przyszłość.

****

Przed nami ostatnia część zastanawiam się tylko czy nie rozłożyć jej na 2 krótkie rozdzialy żeby przytrzymać was w napięciu bo będzie trochę nieprzyjemnie u naszych milusińskich

Two Boys LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz