Rozdział 2

3.8K 117 31
                                        

Weszłam do domu kilka minut po dziewiętnastej, więc spodziewałam się zastać w środku tylko mamę i brata, ponieważ ojczym pracował dziś do dwudziestej.

- Już wróciłam! - krzyknęłam, rzucając klusze do koszyczka przy wieszaku. - Idę do siebie!

- Nie, Ivy! Chodź tutaj. Natychmiast!

Ostry głos mamy dobiegł mnie z kuchni i momentalnie zeszłam ze stopnia, na który zdążyłam już wejść.

- Co się stało? - spytałam, wchodząc do pomieszczenia.

- Teddy siedział pod drzwiami, gdy przyjechałam. Miałaś się nim zająć - matka posłała mi oskarżycielskie spojrzenie.

- Przecież dziś miał być u dziadka - tłumaczyłam. - Mówiłam, że mam zajęte popołudnie.

- Dziadek w czwartki po południu chodzi na bingo, więc na pewno nie i mnie nie okłamuj - krzyknęła i rzuciła talerz na podłogę, ten roztrzaskał się na kilka kawałków, a mój mały brat, aż podskoczył.

- Nie kłamię. Poza tym dziś jest piątek, nie czwartek - stwierdziłam wyciągając telefon.

- Niemożliwe - skrzyżowała ręce na piersi.

- Sama zobacz - podałam jej urządzenie z otworzonym kalendarzem. - Poza tym wczoraj siedziałam z nim niemal cały dzień.

- Faktycznie - zmieszała się. - Przepraszam Ivy, mamy spory projekt w pracy i szef strasznie na nas naciska. Nie powinnam wyładowywać stresu na was - wyznała, przytulając najpierw chłopca, a zaraz po nim mnie.

- Nic się nie stało mamo, rozumiem to - cmoknęłam ją w policzek.

- Możesz iść do siebie, a ja muszę zadzwonić do dziadka - stwierdziła, klękając by pozbierać potłuczone szkło.

- Dzisiaj musiałaś mieć wyjątkowo ciążki dzień w pracy - stwierdziłam i pomogłam jej pozbierać resztki talerza z podłogi.

- Oj, tak - westchnęła.

- Chodź Teddy - wzięłam braciszka za rączkę, gdy już wszystkie odłamki znalazły się w koszu i poszliśmy na piętro.

Mały usiadł na łóżku w swoim pokoju, a ja zaniosłam torebkę do swojego naprzeciwko, po czym wróciłam do niego.

- Teddy, jak przyszedłeś ze szkoły? - zapytałam delikatnie i uklękłam przed nim.

Wątpię by mój sześcioletni brat pamiętał drogę ze szkoły po pięciu dniach uczęszczania do niej.

- Z Derekiem i jego mamą - stwierdził.

Derek jest przyjacielem Teda i mieszka naprzeciwko, więc dobrze wiedzieć, że dotarł tu bezpiecznie, tylko zastanawiało mnie dlaczego pani Sceters nie wzięła go do siebie widząc, że mały sam siedzi na werandzie.

- To dlaczego nie poszedłeś do niego?

- Bo jechali z mamą i tatą do centrum handlowego na zakupy.

- A długo czekałeś?

- Nie. Przepraszam - widziałam, że zbiera mu się na płacz.

- Nic się nie stało, mój mały mężczyzno. Chodź tu - wtulił się w moją pierś, a ja jeszcze mocniej go przytuliłam, słysząc że zaczyna łkać. - Nie płacz.

- Przeze mnie mama na ciebie krzyczała i na dziadka pewnie też teraz krzyczy.

- To nie twoja wina Ted, dziadek po prostu zapomniał, a mama miała dużo stresu w pracy.

Chłopiec wyprostował się i z nerwów zaczął bawić się moją prostą grzywką, która delikatnie opierała się na okularach. zawsze tak robił gdy coś przeskrobał.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz