Rozdział 11 (To się wkrótce wyda)

565 94 30
                                    

***

Roksana gnała przez ulicę, oślepiana promieniami słońca i poganiana SMS-ami od Aleksandry, sekretarki szefowej. A do tego dzwoniła jeszcze Klara.

— Hej! Jak żyjesz po weekendzie z rodzicami?

— Trudno powiedzieć — sapnęła. — Chyba nabrali podejrzeń, że coś ukrywam, tylko nie wiedzą co.

— To się wkrótce wyda. Zobaczysz. Przecież oni są potwornie dociekliwi.

— Wiem o tym najlepiej. Musiałam się tłumaczyć ze śladów po karteczkach w kuchni, z męskich przyborów w łazience i z tego, że nie mam klucza otwierającego drzwi do pokoju Szymona.

— Pewnie wyobraźnia podpowiedziała ci same pomysłowe kłamstwa — westchnęła Klara.

— Gdyby tak było, nie wyczuliby, że coś nie gra — wydyszała Roksana.

— Dlaczego tak sapiesz?

— Pędzę do sądu. Po rozprawie ukończę praktyki na dobre — pochwaliła się, podekscytowana, i przekroczyła próg ogromnego gmachu. — Muszę kończyć. Pa!

Piętro wyżej, w głębi korytarza, czekała już na nią Monika, przyodziana w togę z zielonym żabotem, bez kolczyka w nosie i z uszami zakrytymi jedwabną opaską. Obok niej Aleksandra próbowała nie ugiąć się pod stosem trzymanych w rękach grubych teczek. Stały przed salą sądową, oślepiane blaskiem fleszy i otoczone przez tłum dziennikarzy.

Roksana dopchała się do szefowej, odpierając od siebie podstawiane mikrofony, i spytała zasapana:

— Która to sprawa, że panuje tu takie szaleństwo?

— Żadna z tych, które znasz — zatrajkotała Monika. — Naszym klientem jest Bogdan Kołczyński, tak? Ponad rok temu, kiedy siedział w swoim zaparkowanym samochodzie i wypełniał jakieś faktury, staranowało go terenowe auto, prowadzone przez narąbanego kierowcę. — Ruszyła żwawo w stronę otwartej sali sądowej. — Nie dość, że nasz klient doznał poważnych obrażeń, to jeszcze potłukło się hartowane szkło, które załadował do przyczepki. Było warte kilkadziesiąt tysięcy, tak?

— Nudy — skwitowała Roksana, pędząc za nią. — Skąd więc takie zainteresowanie?

— Bo sprawcą wypadku jest gruba ryba. Hubert Durin, wicedyrektor Proptikum. Ma mnóstwo znajomości i je wykorzystuje, tak? Jest ubezpieczony w swojej firmie i jego prawnicy, a właściwie prawnicy ubezpieczalni, którą pozywamy, przeciągają sprawę — mówiła głośno Monika, przemierzając salę sądową. — Kołczyński do dzisiaj nie otrzymał należnego mu odszkodowania — dopowiedziała zniesmaczona i usiadła na krześle dla oskarżyciela.

— Do tego żoną Durina jest sławna piosenkarka — wtrąciła Aleksandra, kładąc wszystkie akta na ławie.

Roksana potaknęła głową ze zrozumieniem, a potem pochyliła się nad szefową i szepnęła:

— Kto prowadzi rozprawę?

— Piotr Frankenberg.

Twarz Roksany ścisnął dziwny grymas, ni to lęku, ni podenerwowania.

— To mój przyszły teść — wyznała markotnie.

— Naprawdę? — Monika się ucieszyła. — No to siadaj w pierwszym rzędzie i weź tę teczkę. Kiedy poproszę, żebyś mi ją oddała, zorientuje się, że jesteś ze mną, tak? Da nam fory.

— Właściwie to lepiej, bym była schowana za publicznością — przyznała niechętnie i spojrzała na szpakowatego mężczyznę, który się do nich zbliżał.

Ulica Przyjazna 8 (Wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz