13 - Rozmowa

18 1 0
                                    

- Proszę - usłyszałam za drzwiami.

Z duszą na ramieniu nacisnęłam klamkę.

Szef przeglądał jakieś dokumenty, a na fotelu wylegiwał się kot. Obaj spojrzeli na mnie w tym samym momencie.

- Dzień dobry ponownie, Albo - elegancki mężczyzna uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. - W czym mogę ci pomóc? Zastanowiłaś się już może nad moją propozycją?

- Nie. Tak właściwie to nie miałam do tego głowy - przyznałam trochę zawstydzona.

- Proszę, usiądź - wskazał mi na krzesło na wprost biurka. - Nic się nie stało, to nie jest łatwa decyzja.

- Niektóre zajścia też mi jej nie ułatwiają...

Przymknęłam na chwilę oczy, żeby ułożyć myśli, ale cały czas czułam ciężar słów Nerrina. Oraz wszystkie dziwne wydarzenia do tej pory. Na samo wspomnienie czarnych płomieni robiło mi się niedobrze.

- Co masz na myśli? Jeśli chodzi o Krystynkę i Zucha, to już jest wszystko w porządku.

- Nie, nie to... Przepraszam - poprawiłam się na krześle.

- Jak widać, księgowy też ma się dobrze - wskazał na kota.

- Przepraszam, kto? - odwróciłam się, żeby spojrzeć na białego sierściucha.

- Księgowy, wszystko z nim w porządku. Mamy bardzo dobrego weterynarza.

Parsknęłam śmiechem, ale natychmiast się zreflektowałam.

- Gdy ostatnio rozmawialiśmy o kocie i księgowym, to myślałam, że masz na myśli dwie różne osoby... A nigdy nie zapytałam, jak on ma na imię.

- Nikomu nie mówi - przyznał poważnie. - Ale tak, mówiłem o tej samej osobie. Widzę, że masz już trochę lepszy humor.

- Tak, dziękuję, nie sądziłam, że do tej pory Nerrin będzie mnie tak bardzo wyprowadzał z równowagi...

- O, a co takiego zrobił?

- Naopowiadał jakichś bzdur, żeby mnie nastraszyć. Mam wrażenie, że sam chciałby dostać awans i próbuje zniechęcić konkurencję - w połowie wypowiedzi dotarło do mnie, że w bardzo bezpośredni sposób skarżę się na współpracownika swojemu szefowi. Choć już nie zamierzałam cofać swoich słów.

- Oj nie, Nerrin nie może kłamać - szef pomachał ręką. - Ale też nie może mówić wszystkiego. Ma bardzo dokładny kontrakt, chyba tylko Krysia ma dokładniejszy. 

- I mam uwierzyć w te bajki, które mi naopowiadał?

- A nie po to tu przyszłaś? - spojrzał mi uważnie w oczy, a ja poczułam, że nogi się pode mną uginają, dobrze, że siedziałam.

- Powiedział... że tu przychodzą ludzie, którzy umarli. Ale to przecież niemożliwe!

- Dlaczego niemożliwe?

- Nie wiem. Duchy nie istnieją! - poczułam, że się rumienię.

- Ani gadające koty - dobiegło z fotela.

Odwróciłam się i spojrzałam na kota.

- Co się gapisz? To niegrzeczne - mruknął i zwinął się w kłębek.

- Tak, jesteśmy pralnią dla zmarłych, którzy muszą dokończyć swoje sprawy - przyznał właściciel. - Gdy uspokoją swoje sumienia idą tam, gdzie są przeznaczeni.

- Do nieba? - wyrwało mi się, choć dalej zerkałam na śpiącego kota.

- Albo i na dół. Zależy od sądu, a wynik nie zawsze jest oczywisty. To bardzo odpowiedzialna i wyczerpująca praca, ale chyba już zdążyłaś zauważyć, prawda?

- Po każdym gościu jestem strasznie głodna... Nigdy wcześniej nie pracowałam, myślałam, że to normalne, bo się męczę, denerwuję... Ale inni też jedzą i jedzą.

- Tak, tak na was działa prowadzenie dusz. Ale jest to najefektywniejszy system jaki opracowaliśmy przez lata. Tylko ludzie są wstanie obiektywnie ocenić grzechy. Demony były zbyt pobłażliwe, a anioły za surowe.

- Spodziewałabym się raczej, że było odwrotnie...

Chris wyglądał na rozbawionego. Skrzyżował palce i wsparł na nich podbródek.

- Prawda, że ciekawy paradoks? Ale jak się przyjrzysz świętym księgom, to wcale nie taki pozbawiony sensu. Niebiańscy nie lubią nawet odrobiny brudu w swoich szeregach, a piekielni się po prostu nudzą. Stanęło więc na ludziach.

- Ale to też nie ma sensu - pokręciłam głową, bardzo ciekawiła mnie jego opowieść, jak fantastyczna by nie była. - Przecież ludzie są egoistami, taka nasza natura. Jak mamy  uczciwie oceniać grzechy innych ludzi?

Zaśmiał się serdecznie.

- I widzisz, tu jest ciekawostka. Jesteście egoistami, ale gdy sprawa was nie dotyczy bezpośrednio, widzicie wszystko obiektywnie i potraficie bardzo szybko dać osąd. Jesteście naszą ławą przysięgłych. I chyba widzisz, że bardzo dobrze wam to wychodzi? Osądziłaś już jakąś duszę?

Ciężar ostatniego zdania uderzył we mnie całą mocą. Poczułam się, jakby krzesło na którym siedziałam, lewitowało nad rwącym potokiem. Zakręciło mi się w głowie i znowu mnie zemdliło.

- Wszystko w porządku? - zapytał mnie szef.

- To dla zwyklaka za dużo - dorzucił z fotela kot.

Miałam wrażenie, że czarne ogniki są wszędzie, choć ich nie widziałam. Cały gabinet płonął, ale byłam ślepa, żeby to dostrzec. Śmierdziało przypalonym mięsem i mlekiem.

- Ja, chyba nie czuję się za dobrze... - powiedziałam słabo. - Muszę chyba pójść do lekarza...

Po moich słowach zimny wiatr uspokoił się. Chris wpatrywał się we mnie wyraźnie zmartwiony.

- Idź do domu - stwierdził w końcu. - Wyśpij porządnie i wróć pojutrze. Tylko jedz dużo czekolady.

--



Czysta wodaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz