- Wiesz, na początku Cię broniłem. Niemal go uderzyłem, a Dave jest jednym z moich dobrych znajomych i tylko to było mnie w stanie powstrzymać. Zauważyłem, że Cię nie ma. Zniknęłaś tak szybko, że nawet nie zdążyłem się zorientować. Nikt Cię nie widział, nie rozpoznawał, kiedy zacząłem chodzić i pytać o Ciebie każdego, a kiedy już Cię znalazłem, zastałem Cię z tym chłopakiem, chichoczącą i rozbawioną. 

Chcę się wtrącić i powiedzieć mu, że ma na imię Jay, ale Harry kręci głową nie pozwalając mi na odezwanie się. 

     - To nie jest najgorsze w tej całej popieprzonej sytuacji, a to, że kiedy pocałował Cię, Ty nawet nie zaprotestowałaś. Żadnego 'nie'. Gdy ja chcę to zrobić, zachowujesz się tak, jakbyś miała zacząć krzyczeć i chęć uciec. 

Stoimy chwilę w ciszy. Harry nagle się cofa idąc w tył.

     - Nie potrzebne mi to całe gówno.

Mówi. W końcu się odwraca i idzie przed siebie, a mnie znowu zostawia samą. Chcę zanim pobiec, wytłumaczyć wszystko, ale moje nogi nie chcą współpracować ze mną. Zamiast tego siadam na zimnym murku i układam podbródek na kolanach, które oplatam ramionami. Zaraz się popłaczę.

                    - Harry 

Jestem tak kurewsko wkurwiony, że muszę odejść od niej, bo inaczej jeszcze zrobiłbym jej coś, czego później bym żałował. Około pięciu minut później siedzę już w swoim samochodzie. Mija kolejne pięć, a ja nawet nie wiem co jeszcze tu robię. Powinienem był już być w drodze do swojego mieszkania, ale kiedy spoglądam na miejsce pasażera uświadamiam sobie, że kogoś brakuje i to mnie blokuje. Wzdycham głośno i pocieram dłonią twarz. Zegarek na moim nadgarstku wskazuje pierwszą w nocy. Muszę wstać za siedem godzin, aby przygotować się do zajęć na siłowni ze swoimi klientami, ale na razie nie chcę o tym myśleć. Moje myśli są pogrążone o myśleniu o Brooklyn i całym tym pieprzonym Jay'u. Skąd oni się znają? Może ten dzieciak też jest z Domu Dziecka, w którym ona przebywała? Nie wiem, ale fakt, że to on może ją tak po prostu pocałować mnie wkurwia. Nie mogę o tym tak myśleć, bo to powoduje, że mam wielką ochotę wybuchnąć. 'Pieprzyłeś już?' - słowa Tom'a pojawiają mi się w myślach i cała ta pieprzona sytuacja, kiedy o nią wypytywali. Nienawidzę się tłumaczyć. Nie powinno ich moje życie obchodzić, bo ja nie martwię się o ich ani trochę. Wyjmuję z kieszeni spodni telefon, gdy czuję wibrację. "Dzwoni: Zayn".

     - Znalazłeś Brooklyn?

     - Ta, widziałem się z nią.

     - Jak to '..widziałeś się z nią'? Nie chcesz mi powiedzieć, że gdzieś ją samą zostawiłeś, Harry?

     - Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, Zayn. 

    - Ty idioto! I pomyśleć, że ją przekonywałem, że jesteś dobrym facetem. Nie mogę wprost w Ciebie uwierzyć. Sądziłem, że jeśli ją zabierasz tutaj, że ona u Ciebie mieszka to coś dla Ciebie znaczy, a Ty ją tak po prostu zostawiasz? Masz w ogóle pojęcie ilu teraz kręci się pijanych facetów? Na jej miejscu już dawno kopnąłbym Cię w dupę. Masz pięć kurwa minut, żeby ją znaleźć, bo inaczej sam ją zacznę szukać. 

Zayn się rozłącza, a ja uderzam pięścią w kierownicę i rzucam telefon. Nie mogę uwierzyć, iż się tak o nią martwi. Na pewno nie tak bardzo jak ja, pomimo że tego nie widać, jednak to prawda. Wręcz umieram na myśl, co się z nią dzieje i czy jest wszystko dobrze. Mój gniew niczego nie ułatwia. Zayn ma rację. Jestem idiotą, a Brook już dawno powinna mnie zostawić. Przekręcam klucz w stacyjce i jadę w miejsce w jakim ją zostawiłem. Oddycham z wielką ulgą, kiedy ją dostrzegam siedzącą na betonowym murku. Wysiadam z samochodu i idę w jej kierunku. 

HARSH | [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz