26

78 4 40
                                    

Ceren pociągnęła łyk z podróżnego kubka na kawę i zerknęła w lusterko wsteczne spoglądając na uśpioną twarzyczkę Sanem. Podróż do Orhangazi nie powinna zająć jej wiele czasu, mimo że stan drogi był gorszy niż zakładała. Gdyby tylko ten patałach nie zwiał z jej pieniędzmi, nie musiałaby teraz pędzić na łeb na szyję, by ratować z remontu to, co jeszcze z niego zostało. Tak naprawdę nawet nie miała ochoty na wyjazd z Gebze. Chciała zostać i poczekać, co też tym razem wymyśli Cenk, by zakraść się do jej pokoju hotelowego, choć zakradanie się nie było odpowiednim określeniem, jeśli sama chciała go tam zatrzymać. Zwłaszcza po wczorajszym wieczorze, po którym wciąż miała wypieki na twarzy, nie miała ochoty się nigdzie ruszać.

Kilkanaście godzin wcześniej

Ceren pamiętała drogę powrotną do pokoju hotelowego jak przez mgłę. Śmiech i radość zamazywały jej poczucie rzeczywistości, ale mimo to zaraz po dotarciu do pokoju zajęła się potrzebami Sanem, która jak na nią zachowywała się nadzwyczaj spokojnie biorąc pod uwagę późną porę. Zwykle o ósmej wieczorem, jej mały króliczek dopiero budził się do życia, a razem z nią całe piętro hotelu, ale nie dziś, co samo w sobie stanowiło zaskoczenie. Po całym dniu spędzonym jako żywa przytulanka dla nie jednego, jak to do tej chwili bywało, ale czterech dorosłych, Sanem musiała być zwyczajnie wyczerpana wrażeniami. Po pożegnaniu się z Ceren i Sanem, Cemre z Nedimem stwierdzili, że poczekają na dole, aż Cenk zabierze swojej rzeczy z jej pokoju, choć mężczyzna wcale nie wyglądał na skorego do powrotu do rezydencji. Gdzieś z tyłu jej głowy czaiło się pytanie, czy aby na pewno bezpiecznym jest dla jej, bądź co bądź, statusu zaginionej, jest to, że Cenk Karacay podąża do jej pokoju trzecią noc z rzędu. Miała wrażenie, że w każdej chwili może pojawić się zgraja paparazzi zwabiona jego śladem. Te myśli jednak szybko uleciały jej z głowy, gdy poczuła jak usta Cenka lądują na jej nagim ramieniu, a jego ramiona ramiona obejmują ją od tyłu, gdy układała Sanem w kołysce. Przez chwilę trwali w tym stanie obserwując śpiące dziecko, ale Ceren wiedziała, że nie mogą tak trwać w nieskończoność. Przynajmniej nie dzisiaj.

- Nie powinieneś wracać do reszty? - Zapytała Ceren, a jej słowa odniosły odwrotny do zamierzonego skutek. Zamiast zatrzymać Cenka w powolnym, choć systematycznym sprowadzaniu jej do postaci roztopionego masła, tylko go do zachęciły do podążenia pocałunkami w górę jej szyi.

- Chcesz się mnie pozbyć? - Zapytał zatrzymując wargi przy jej uchu, w odpowiedzi na co Ceren parsknęła śmiechem. Czy on naprawdę sądził, że gdyby miała wybór, to pozwoliłaby mu wracać do tego piekła? Ale Nedim i Cemre czekali na niego na dole, żeby zabrać go ze sobą i zrealizować jakiś niecny plan, o którego celu nie miała bladego pojęcia, ale najwyraźniej zakładał całkowitą dyskrecję względem ich relacji. Ceren nie wtrącała się, ne chciała brać udziału w niczym, co mało miejsce w rezydencji Karacay. Już dawno to miejsce stało się dla niej przeklęte. Nie chciała mieć z nim styczności, nie miała też zamiaru pozwolić Sanem zbliżać się do tego domu. Seniz Karacay była jej koszmarem, od którego nie potrafiła się uwolnić. Obiecała sobie, że nie pozwoli, żeby ta kobieta kiedykolwiek zbliżyła się do jej córki i zamierzała tej obietnicy dotrzymać. Choćby miało ją to kosztować i Cenka, i siostrę.

Co oznaczało, że Cenk nie może spędzić poza rezydencją trzeciej nocy z rzędu. Ceren westchnęła z żałością i zaczęła się wyrywać,  usiłując się wyplątać z jego uścisku. Cenk nie dał jej jednak żadnych szans, przyciągając ją jeszcze mocniej do swojej klatki piersiowej. Ceren przewróciła oczami i stuknęła trzy razy palcami w ramię, które ją obejmowało, na znak, że przyznaje się do porażki. Cenk zaśmiał się nisko i wrócił do czynności zamieniania jej mózgu w papkę, ale po dłuższej chwili odpuścił uścisk i pozwolił jej się obrócić, cały czas trzymając ją w zasięgu swoich ramion. Ceren ułożyła czoło na jego obojczyku, próbując wchłonąć w siebie tyle ciepła ile tylko mogła, zanim będzie musiała go wypuścić, o czym podniosła głowę i przesunęła nosem po jego szczęce wyczuwając drobne kłujące włoski na jego skórze. Zmuszona przerwać ich objęcia przez presję czasu, Ceren uniosła ręce i zaplotła palce na jego szyi, starając się pokazać, że pomysł jego powrotu do rezydencji jej również się nie podoba, chociaż starała się wykazać rozsądkiem.

Ruchome piaskiWhere stories live. Discover now