ROZDZIAŁ 20

1.2K 53 3
                                    

Gdy obudziłam się, poczułam nie małe wyrzuty sumienia.  Przypomniało mi się jak obiecałam sobie, że się nie zakocham, ale było mi cholernie trudno dotrzymać tych słów. Harry jeszcze cicho pochrapywał więc ubrałam jego czarną koszulę i poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Ku mojemu zdziwieniu stał w niej rozbawiony Leonardo.  Zlustrował mnie wzrokiem, a ja przeszłam obok niego przewracając oczami.

  - Od początku wiedziałem, że to się tak skończy.

  - Co?- Nalałam sobie kawy i usiadłam na blacie kuchennym machając nogami.

  - Wy. Chyba nie powiesz, że ta noc nie była piękna?- Przełknęłam ślinę, która stała mi w gardle. Ta rozmowa wydawała mi się dość krępująca zwłaszcza, że nie dawno to Leonardo trochę mi się podobał,  ale to tylko przyjaźń. - Krzyczałaś imię Harry'ego tak głośno i często, że chyba wszyscy sąsiedzi go nie zapomną.

  - Byłeś tu przez całą noc?! Miałeś przecież  wyjść na imprezę.

  - Miałem małe spięcie z bramkarzem. -Odwrócił się w moją stronę tak, że mogłam zobaczyć całą jego twarz.

  - Małe?- Wycedziłam, gdy dojrzałam wielkie limo pod jego okiem.

  -Nie chciał wpuścić pewnej ładnej pani do środka.-Podrapał się po głowie i głupio uśmiechnąć.

  - A ty jako gentelman musiałeś jej pomóc, prawda?- Spojrzałam na skutki wczorajszej nocy i samo odpowiedziałam sobie na pytanie.-Prawda.

   - Siniak zniknie, ale twój brzuszek będzie tylko i wyłącznie rósł przez następne 9 miesięcy.-Poklepał mnie po brzuchu i uciekł do swojego pokoju.

  - Palant!- Wzniosłam ręce do góry i wróciłam do przegotowania posiłku jednak słowa Leonarda ciągle mnie męczył.  Nie mogłam tak szybko zajść w ciążę tylko szkoda, że trochę wcześniej o tym nie pomyśleliśmy. Zapomnieliśmy o zabezpieczeniu. Zresztą nic nie było pewne. Prawdopodobieństwo, że zajdę w ciążę za pierwszym razem było minimalne.

Dwa lata później:

Przyglądałam się jak Harry zarzuca na biodro dwuletnią Nirvanę. Mała odziedziczyła ciemne, kręcone włosy po tatusiu, a niebieskie oczy po mnie. Śmiała się, gdy Harry próbował ściągnąć jej skórzaną kurtkę, ale samego tatusia to już tak nie bawiło.

  - Nirvana nie wierć się!

  - Ale tatusiu...-Wycedziła przez uroczu śmiech. Styles krzywo się na nią spojrzał, ale gdy dojrzał łezki spodowane śmiechem sam nie mógł się powstrzymać i zaczął ją łaskotać.-Mama, mama pomóz mi!-Wyrywała się w moją stronę, ale Harry nie dawał za wygraną. Kilka razy cmoknął ją w policzki i w końcu zapioł w foteliku.

  - Teraz pojedziesz z ciocią Lou, Lux i Alice na małą wycieczkę i będziesz grzeczna prawda?

  - Tia.- Uśmiechnęła się szeroko do swojej rówieśniczki o imieniu Lux. Z jej rodzicami, Tom'em i Lou poznaliśmy się w szkole rodzenia i od tego czasu jesteśmy prawie nie rozłączni.

  - Mozecie zabrac ze sobom Alex'a? -Pokazała język o rok młodszemu bratu, który słodko spał na foteliku obok Tom'a.

  -Nie.-Zaśmiał się Harry.

  - Kocham cię.-Pocałowałam ją i zamknęłam drzwi. Potem rzuciłam jeszcze podziękowania do Lou i odjechali.

  - Uwielbiam nasze dzieci, ale kurewsko się za tobą stęskniłem.-Harry objął mnie i namiętnie pocałował. Był wspaniałym ojcem, któremu czasem brakowało cierpliwości, ale wystarczało jedno krzywe spojrzenie i zawsze znajdywał jeszcze trochę. Z białymi głowami ustaliliśmy,  że dadzą nam spokój do jej siedemnastych urodzin, ale przez ten czas musimy ją przygotowywać. Widzieli ją od razu po narodzinach i prorocy stwierdzili, że będzie naprawdę ważna, a ja pokładam w niej całą moją nadzieję. Mi uratowanie świata nie wyszło, ale może ona sobie poradzi. Do tego czasu niech żyje jak jej rówieśnicy. Szczęśliwie i spokojnie. Ona i Alex byli dla nas wszystkim. Nirvana wojowniczką, a Alex jej aniołem stróżem.

Dziękuję za ponad 100 głosów i 2K wyświetleń jesteście wielcy :) To ostatni rozdział,  został jedynie epilog kocham wad:*

My name is Low [h.s]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz